ROK 2010 BYŁ DLA NAS CZASEM SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ. Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ, BYŁ TO NAJLEPSZY ROK W NASZYM ŻYCIU I DODATKOWO, NAJBARDZIEJ KREATYWNY W MOIM. PRZEŻYLIŚMY NIESKOŃCZONĄ ILOŚĆ WSPANIAŁYCH CHWIL, POZNALIŚMY WIELE WSPANIAŁYCH LUDZI, USUNĘLIŚMY TEŻ WIELE CHWASTÓW Z NASZEGO ŻYCIA, DZIĘKI CZEMU STALIŚMY SIĘ BARDZIEJ WOLNI I NIEZALEŻNI.
SZKODA, ŻE TEN PIĘKNY ROK SIĘ KOŃCZY. DZISIAJ JEST OSTATNI DZIEŃ 2010.
ŻYCZYMY WSZYSTKIM CUDOWNEGO ROKU 2011. OBY OKAZAŁ SIĘ JEDNYM Z NAJWSPANIALSZYCH OKRESÓW WASZEGO ŻYCIA.
A teraz nadszedł czas, aby podsumować nasz rok 2010. Długo nad tym podsumowaniem siedziałem. Obiecałem sobie jednak, że będę sprawiedliwie i obiektywnie pisał o wszystkim. Bez szczerości podsumowanie nie miałoby sensu. Wiem, że niektórzy mogą poczuć się urażeni, ale czy to jest powód dla którego miałbym kłamać?
Pewne rzeczy musiałem napisać. Rozmawiałem o tym z Martinem i stwierdziliśmy, że trzeba to wyrzucić do końca. Tak też zrobiliśmy. Proszę nie myśleć, że jeśli piszemy o kimś źle chcemy się na nim odegrać. Tak nie jest. Po prostu, jeśli ktoś zasłużył na ocenę negatywną, nie możemy kłamać.
W końcu muszę napisać, że poniższa notatka jest długa i męcząca. Jest ona przeznaczona raczej dla osób, które nas dobrze znają. Dla innych, może być zabójcza.
_____________________________________________________________________________________
STYCZEŃ
Na zdjęciach:
1. Pocałunek - London, 11 stycznia 2010
2. "Temptation", obraz olejny - London, 31 stycznia 2010
3. "Golenie" - London, 11 stycznia 2010
_____________________________________________________________________________________
Zaczęło się z grubej rury. Styczeń pamiętam przez mgłę; przez opary terpentyny unoszące się w przestrzeni naszego domu. Malowałem. Tworzyłem jak opętany i prawie każdej nocy powstawał nowy obraz.
.
Wiele styczniowych dni spędziłem zaś w klinikach i w laboratoriach. Lekarze próbowali ratować moje ramię, które według ich diagnoz, nie powinno było już funkcjonować. Wykorzystując tamten czas pisałem. Tak powstawał mój piąty tomik wierszy "Ekshibicjonizm Emocjonalny".
***
Rozmowy w toku:
Najbardziej zapamiętałem rozmowy o świńskiej grypie. Informacje o niej docierały zewsząd. Histeryczne nagłówki gazet, szokujące zdjęcia a nawet plany masowych grobów dla zmarłych. To było nie do zniesienia.
LUTY
Na zdjęciach:
1. Urodziny Martina - London, 12 luty 2010
2. "Cafe Tokyo", obraz olejny - London, 26 luty 2010
3. "Przedwiośnie" - London, 20 luty 2010
_____________________________________________________________________________________
Gdyby nie Martin, utopiłbym się w śmieciach albo umarł z głodu! To był szalony czas: stałem przy sztaludze i malowałem ciągle, prawie nie śpiąc. Dodatkowo musiałem spotykać się z ludźmi z mediów, dzięki czemu z całą pewnością zapamiętali mnie jako faceta z zaczerwienionymi i podpuchniętymi oczyma. Mam nadzieję, że nie śmierdziałem bo i na mycie nie miałem czasu.
.
Kot mój skończył 33 lata.
***
Rozmowy w toku:
Ciągle rozmawiałem o wystawie; prywatnie z Kotem o przyjeździe Marcina i Kuby na nią. Z chłopakami poznaliśmy się dzięki internetowi. Od razu się polubiliśmy, dlatego też wiele godzin spędziliśmy z nimi na skype. Marcin, bardziej wrażliwy, był nam bliższy; z Kubą mieliśmy mniejszy ale również serdeczny kontakt. Niestety już wtedy zostaliśmy wciągnięci w problemy między nimi, przez co straciliśmy szacunek do Kuby, już przed ich przyjazdem. Okropne szczegóły tamtych dyskusji pozostawię dla nas, bo wywlekanie ich nie da nic żadnej ze stron.
MARZEC
Na zdjęciach:
1. Wernisaż (kolekcja The Noughties), Hepsibah Gallery - London, 11 marzec 2010
2. Przed otwarciem wystawy - London, 11 marzec 2010
3. Wielkie zwiedzanie - London, 12 marca 2010 (foto: Kuba)
_____________________________________________________________________________________
Miesiąc wielkiego sukcesu. Ponad połowa moich obrazów została sprzedana już na wernisażu. We wszystkich gazetach pojawiły się pochlebne recenzje. Szampan lał się bez końca. Kot chodził wniebowzięty.
.
Dwa dni przed wystawą przyjechali: Marcin i Kuba. Na początku było słodko. Chłopcy pomagali nam w przygotowaniach; sielanka zmieniła się jednak w koszmar. Chcąc nie chcąc wpadliśmy w wir ich kłótni. Widzieliśmy ich "rozstania" i inne dramaty, niewiarygodne kłótnie a nawet coś w rodzaju przyduszania (bo trzeba było zapłacić za szatnię). Dla nas był to zupełnie inny świat; nie potrafiliśmy zrozumieć jak osoby żyjące razem mogą się tak traktować. Marcin prosił nas o pomoc. Chciał uciec od Kuby i zamieszkać z nami, przynajmniej na początek. Po długiej rozmowie z Iksem wycofałem się z obietnicy i ochłodziłem stosunki z Pabianicami.Chyba wszystkim wyszło to na dobre.
***
Rozmowy w toku:
Snucie tajnych planów ratowania Marcina. "Cicho-ciemni" to mało powiedziane. Pamiętam też o wiele ważniejszą dyskusję, na temat zachowania mojej "przyjaciółki" Caroliny (ponoć także malarki). Otóż pokazała się na mojej wystawie w towarzystwie kochanka (on stracił dla niej głowę, jego żona chciała odebrać sobie życie, Carolina miała wszystkich w dupie) i ignorując zupełnie jakiekolwiek zasady dobrego smaku, zaczęła rozdawać swoje własne ulotki, chcąc wspiąć się po moich plecach do poziomu "atysty, który się sprzedaje". Nie osiągnęła sukcesu. Jedyne co zrobiła to jako jedyna spadła z krzesła na przyjęciu po wystawie, nie wzbudzając większego zainteresowania.
KWIECIEŃ
Na zdjęciach:
1. Happening Pisankowy - London, 3 kwietnia 2010
2. Po operacji - London, 10 kwietnia 2010
3. Na kawie w Richmond - London, 26 kwietnia 2010
_____________________________________________________________________________________
To były moje pierwsze urodziny w dorosłym życiu, bez alkoholu. Lekarze orzekli, że jeśli nie zrobię operacji będę kaleką. Uległem i położyłem się w najlepszej londyńskiej klinice chirurgii twardej. Gdy przechodziłem ze stanu morfinowych snów do jawy, Kot powiedział mi, że rozbił się samolot w Smoleńsku.
.
Na Martina spadły wszystkie możliwe obowiązki domowe. Przez cały miesiąc miałem do dyspozycji tylko lewą rękę, co w moim przypadku uniemożliwiało jakąkolwiek aktywność. Dzięki temu bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem.
.
Wcześniej (na początku miesiąca) z artystami pochodzenia polskiego, wziąłem udział w publicznym malowaniu jaja. Ciągnęliśmy je przez pół miasta, a ja trafiłem na pierwsze strony gazet jako artysta garbaty, bo pod kamizelką miałem plecak. O ilu to rzeczach trzeba myśleć robiąc coś publicznie.
***
Rozmowy w toku:
Pogaduchy z Iksami o wszystkim. Cudowne, długie wieczory z nimi. Mamy dużo zapisanych, bardzo śmiesznych rozmów. Obgadywaliśmy oczywiście chłopaków, ale były to raczej zabawne opowieści.
MAJ
Na zdjęciach:
1. Angielska gonola - Cambridge, 5 maja 2010
2. Upici na wesoło - Windsor, 8 maja 2010
3. Pierwsze opalanie z Leszkiem i Robem - London, 22 maja 2010.
_____________________________________________________________________________________
Kolejny bardzo pracowity miesiąc. Dla odmiany siedziałem przy laptopie (nie mogłem jeszcze malować, choć ostatniego maja powstał ostatni obraz z cyklu "The Noughties"). Postanowiłem wydać wiersze a zamiast wieczorka autorskiego zrobić multimedialny pokaz, w który Leshek (mój agent) zaangażował wiele gwiazd polskiej estrady.
Leshek jest byłym chłopakiem mojego Kota. Spędzili razem wiele lat a ich związek przeobraził się w przyjaźń. Z Leshkiem łączy mnie silna relacja, której do końca nie umiem nazwać. W każdym razie jest skutecznym impresario (oczywiście jak się stara).
Leshek jest byłym chłopakiem mojego Kota. Spędzili razem wiele lat a ich związek przeobraził się w przyjaźń. Z Leshkiem łączy mnie silna relacja, której do końca nie umiem nazwać. W każdym razie jest skutecznym impresario (oczywiście jak się stara).
.
Maj był również miesiącem krótkich wyjazdów. Razem z Kotem jeździliśmy na jednodniowe wycieczki. Byliśmy między innymi w Cambridge i Windsor; dużo czasu spędziliśmy także w londyńskich muzeach. Pamiętam, że było bardzo gorąco.
***
Rozmowy w toku:
W maju otrzymaliśmy zamówioną wcześniej i długo oczekiwaną przesyłkę z kilkunastoma buddyjskimi książkami. Rzuciliśmy się na nie i w każdej wolnej chwili czytaliśmy, dzieląc się najlepszymi cytatami.
CZERWIEC
Na zdjęciach:
1. Toast (rocznica naszego ślubu) - London, 12 czerwca 2010.
2. Wieczór autorski (Ekshibicjonizm Emocjonalny) - London, 24 czerwca 2010.
3. Podpisywanie tomików - London, 24 czerwca 2010.
_____________________________________________________________________________________
Wydaje się, że wydanie tomiku wierszy jest czymś prostym. Nie do końca. Kilkanaście osób zarywało noce, aby mój multimedialny projekt "Ekshibicjonizm Emocjonalny" doszedł do skutku.
Projekt był wiele razy poprawiany, drukarze przeklinali cały świat; film o mnie nie chciał się złożyć (dzień przed premierą spalił się cały serwer i wszystko trzeba było zacząć od początku). Na ratunek przyszła Ania, która nie spała dwie noce i odwołała swój koncert na korzyść mojego wieczorku.
.
Projekt był wiele razy poprawiany, drukarze przeklinali cały świat; film o mnie nie chciał się złożyć (dzień przed premierą spalił się cały serwer i wszystko trzeba było zacząć od początku). Na ratunek przyszła Ania, która nie spała dwie noce i odwołała swój koncert na korzyść mojego wieczorku.
.
W czerwcu organizowaliśmy też huczne party z okazji kolejnej rocznicy naszego ślubu. Goście dopisali a menu było wyśmienite. W Polsce dwóch mężczyzn ciągle nie może oficjalnie potwierdzić swojej miłości. Mam nadzieję, że to niebawem się zmieni.
.
Stworzyłem też kilka obrazów, nazywając nową serię "Spojrzenie Noughties". Bardzo lubię te obrazy. Planuję pokazać je w drugiej połowie przyszłego roku.
***
Stworzyłem też kilka obrazów, nazywając nową serię "Spojrzenie Noughties". Bardzo lubię te obrazy. Planuję pokazać je w drugiej połowie przyszłego roku.
***
Rozmowy w toku:
Zdecydowanie wszystkie dyskusje kręciły się wokół projektu. Z Anetą rozmawiałem o filmie. Prowadziliśmy techniczne rozmowy na temat ujęć, co wcale nie było aż takie nudne.
Aneta jest moją przyjaciółką. Poznałem ją wiele lat temu w innym świecie. Wydała mi się osobą tak różną ode mnie, że nie zakładałem bliższego a nią kontaktu. Ale coś między nami zaskoczyło. Wypiliśmy tysiąc beczek piwa i przeszliśmy kawał życia razem. Aneta "wyrosła". Stała się kobietą. Ładną, mądrą i dojrzałą (czym nie ukrywam do tej pory jestem zaskoczony).
Aneta jest moją przyjaciółką. Poznałem ją wiele lat temu w innym świecie. Wydała mi się osobą tak różną ode mnie, że nie zakładałem bliższego a nią kontaktu. Ale coś między nami zaskoczyło. Wypiliśmy tysiąc beczek piwa i przeszliśmy kawał życia razem. Aneta "wyrosła". Stała się kobietą. Ładną, mądrą i dojrzałą (czym nie ukrywam do tej pory jestem zaskoczony).
LIPIEC
Na zdjęciach:
1. Rytuał mycia rąk - Kamakura, 14 lipca 2010.
2. Nocne życie - Tokyo, 15 lipca 2010.
3. Tysiąc świątyń - Tokyo-Ueno, 30 lipca 2010.
_____________________________________________________________________________________
W lipcu powstały tylko dwa obrazy z cyklu „Spojrzenie Noughties”. Potrzebowaliśmy odpoczynku, dlatego też dużo wyjeżdżaliśmy. Między innymi zwiedziliśmy Cardif i spotkaliśmy się z Joigingu, z którym kiedyś spędziłem miłe chwile na uroczej wyspie. Stolica Walii nie spodobała nam się jednak na tyle aby tam wracać.
.
Pod koniec miesiąca wyjechaliśmy na nasze wymarzone wakacje do Japonii. Odległy kraj okazał się najpiękniejszym, jaki udało nam się zobaczyć. Niewiarygodnie piękne krajobrazy i trudna do opisania uprzejmość ludzi spowodowała, że pokochaliśmy tamto miejsce. Zwiedziliśmy większość japońskich wysp, odwiedzając ponad dwadzieścia miast. Nie było miejsca, które by nas nie urzekło.
.
Poszaleliśmy też na "Paradzie Rówbości" w Londynie. Mieliśmy przyjemność poznać burmistrza Londynu Borisa Johnsona, z którym szliśmy ramię w ramię. Mam nadzieję, że nadejdzie taki czas w Polsce, kiedy prezydent będzie wspierał wszystkich obywateli, nie zajmując się ich seksualnością.
***
***
Rozmowy w toku:
To bardzo śmieszne, ale najwięcej energii poświęciłem tłumaczeniu Japończykom na migi, że nie jestem do wzięcia. Zachowałem wiele listów miłosnych od skośnookich chłopców. Marcin musiał też często wyjaśniać, że jako małżeństwo, nie sypiamy z osobami trzecimi. Było to bardzo zabawne.
SIERPIEŃ
Na zdjęciach:
1. Wywiad radiowy - Gdańsk, 8 sierpnia 2010.
2. Z mamą - Sopot, 10 sierpnia 2010.
3. Z babcią i bratem - Częstochowa, 20 sierpnia 2010.
_____________________________________________________________________________________
Wróciliśmy z Japonii 3-go, a już 5-go wyruszyłem do Polski. Od samego początku, wszystko na ziemi i w niebie mówiło „nie jedź”. Nie mogłem jednak zrobić tego Iksom. Zorganizowali mi wystawę, napisali, że „wszystko jest gotowe (...) media ustawione (...) a klienci czekają”. Mam ten e-mail i do tej pory nadziwić się nie mogę.
.
W ostatniej chwili okazało się, że nie mogę polecieć samolotem. Na nadanie obrazów było za późno, kupiłem więc bilet na pociąg. London-Bruxelles-Koln-Berlin-Poznań-Gdynia. Niewyobrażalne! Wziąłem 28 obrazów ze sobą. Razem z osobistymi rzeczami miałem 8 bagaży ważących 60 kilo, z czego największy miał wymiary 140x80x60. Nie wiem jak tego dokonałem. Z wielkimi problemami dojechałem do Polski. Zastała mnie powódź. Gdy zobaczyłem Iksa stojącego na peronie poczułem taką radość jak rzadko kiedy. On chyba mniejszą bo wyzwał mnie na „dzieńdobry”. Nie mogłem dojść do siebie po tym szoku przez kilka dni. Nie rozumiem czemu mnie to tak zabolało.
.
Na drugi dzień przyjechała moja mama. Spędziłem z nią piękny czas. Warto było przyjechać do Gdyni choćby dlatego. Nikt nam nie przeszkadzał; mieliśmy kilka dni tylko dla siebie.
.
Wystawa się nie udała. Nie wiem kto zawalił; nigdy nikogo nie winiłem. Skłamałbym, gdybym napisał, że nie byłem niezadowolony, jednak uznałem, że po prostu Polska nie jest jeszcze gotowa na kupowanie obrazów po europejskich cenach. Pamiętam moją rozmowę na facebooku z Marcinem Tbr (mam ją zresztą zapisaną, bo pisząc podsumowanie wspomagam się zapisanymi wcześniej licznymi materiałami) po powrocie do Londynu. Napisałem, że „Iksy nie są dobrymi organizatorami imprez, jednak nie mogę ich za to winić bo chcieli dobrze”, to samo powiedziałem zresztą Iksusi, gdy staliśmy w kiepskich humorach na balkonie. Zrozumiałem jednak wtedy, że „karma” z Iksami się wypaliła. Nie wiedziałem jeszcze co się stanie ale byłem pewien, że nasze drogi się rozejdą. Nie czekałem długo.
.
W sierpniu zobaczyłem po latach moją rodzinę: babcię, ojca i brata. Pojechałem do Częstochowy tylko na jeden dzień. Posiedziałem przez chwilę i stwierdziłem, że już nie mam siły dłużej być w Polsce.
.
Byłem też w Pradze. Piękne miasto. Myślę, że zorganizuję tam wystawę w najbliższym czasie. Nie wiem czemu ale czuję dobre wibracje.
***
Rozmowy w toku:
Plotki rodzinne z mamą, rozmowy o ciężkich raczej rzeczach z Iksusią i Iksem oraz ciągłe moje marudzenie o Kocie. Bardzo źle znieśliśmy dwa tygodnie bez siebie. Żaden z nas nie umiał sobie poradzić sam. Pamiętam, że brak Martina odczuwałem fizycznie.
WRZESIEŃ
Na zdjęciach:
1. Z rodziną Kota (Paulina i Tomasz) - London, V&A Museum, 4 września 2010.
2. Wycieczka na wiochę - Bourton-on-the-Water , 2 września 2010
3. Zwiedzanie muzeów - London, 4 września 2010.
_____________________________________________________________________________________
Poszedłem do szkoły! Zdałem egzaminy i zostałem studentem. Trafiłem do jednej grupy, po tygodniu przeniosłem się do innej. Nawiązałem kilka bardzo mocnych związków. Niesamowici ludzie.
.Z Robem i Leszkiem zwiedziliśmy południe Angli. Piękne okolice. Rob to człowiek, z którymi łączy nas ogromna nić sympatii. Czasami jestem zdziwiony, że relacje międzyludzkie mogą być tak silne. Ale to chyba jest kwestia prawdy. Silne związki nie mogą być ugrzecznione; nie można być sztucznym, nie można liczyć na „dobrą zabawę”. Jeśli żyje się z kimś w przyjaźni, trzeba po prostu iść razem przez życie, bez żadnych oczekiwań. Rzadko się to zdarza ale jest możliwe.
.
Przyjechali do nas brat Kota - Tomasz i Jego żona - Paulina. Z powodu małej ilości czasu, za dnia biegaliśmy po najładniejszych miejscach miasta, nocą zaś szaleliśmy wszędzie, gdzie się dało. Mając już dosyć sztucznych związków, przyglądałem się im z wielką uwagą. Cenię ich za to, że niczego nie muszą udawać. Szanują się wzajemnie i prawdziwie kochają. Być może zamieszkają w Londynie. Mają takie plany.
***Rozmowy w toku:
Najbardziej pamiętam rozmowy o Iksach a w zasadzie o Iksusi. Gadaliśmy o niej krótko ale intensywnie. Z wielkiej miłości jaką do niej czułem, moje uczucie przerodziło się w mieszankę obrzydzenia i współczucia. Dlaczego? Przede wszystkim strasznie nie lubię, gdy ktoś mówi źle o przyjaciołach, nienawidzę osób, które są w stanie zdradzić partnera lub przyjaciół, w końcu brzydzę się tymi, którzy próbują manipulować. Odkryłem z bólem, że moja „siostra” (tak się określała) posiada wszystkie wymienione przed chwilą cechy.
.
Iksów widzieliśmy z Kotem jako parę idealną. Byli dla nas ideałem i wzorem do naśladowania. Iksusia sprowadziła wszystko do rynsztoka. Albo jest straszną manipulatorką albo jest strasznie głupia. Myślę, że jedno i drugie, dlatego tak jej wychodzą intrygi. Nie mogę tylko zrozumieć, po co byłem wciągnięty w jej zdrady? Czemu miało mnie obchodzić, że romansuje z dyrektorem szkoły, który ją dodatkowo bije. Gdy dowiedziałem się o Komixie i innych kochankach, nie mogłem ukryć obrzydzenia. A później musiałem słuchać o jej "przyjaciołach" Najbardziej dotkliwie obdzierała ze skóry Kasię o której zacząłem myśleć , że jest chora psychicznie. Dowiedziałem się bowiem, że poznała dziwaka, który odciągnął ją od rodziny (czyli od Iksów). Rodzina Kasi była bowiem patologiczna. Ile związanych z tym kawałów było. Mój boże. Pisząc to nie rozumiem jak mogłem słuchać tej dziewczyny. Może dlatego, że często płakała. Płakała, że Kasia wykorzystała ich finansowo i uciekła do Rzeszowa. Iks zaprzeczył. Szkoda mi go bardzo.
PAŹDZIERNIK
Na zdjęciach:
1. Daria pokazuje rybę w soli - London-Ealing, 9 października 2010.
2. Jesienny spacer - St. James-Park, 10 października 2010.
3. Błogosławieństwo Lamy (z Lamą Ole Nydhalem) - London, 1 października 2010.
_____________________________________________________________________________________
Październik rozpoczął się wizytą Lamy Olego Nydahla. Dwa dni spędziliśmy słuchając pasjonujących wykładów na temat śmierci i przemijania. Cieszę się, że była z nami Aneta.
Po wykładach spędziliśmy sporo czasu z naszymi nowymi znajomymi z Glasgow. Ewa i Daniel to świetni ludzie. Mamy fantatyczny i głęboki kontakt. Może dlatego, że też są buddystami? Sam nie wiem.
.
Wiele razy spotkaliśmy się też z naszymi nowymi znajomymi Darią i Yarkiem. Dzięki tym spotkaniom przytyliśmy z Kotem po kilka kilogramów. Oboje świetnie gotują tak, że trudno odmówić sobie dokładki. Mój pierwszy kontakt z Yarkiem miał miejsce w pierwszej połowie roku. Jest on zawodowym fotografem i współprowadzi projekty biznesowo-artystyczne (mówiąc w skrócie). Zaprosił mnie do projektu i tak zaczęła się nasza znajomość. O projekcie można przeczytać więcej klikając tutaj
.
Zmieniliśmy też mieszkanie na większe. Teraz jednak wiem, że utrzymanie porządku w czterech pokojach jest znacznie trudniejsze niż w dwóch. Ciągle mamy bałagan.
.
Kot zrobił mi pyszną niespodziankę. Był to jeden z najbardziej wytwornych a już na pewno najsmaczniejszych posiłków w mijającym roku.
***
Rozmowy w toku:
Niestety dużo się kłóciliśmy o mieszkanie, nie mogąc dojść do porozumienia. W rezultacie Martin postawił na swoim, dzięki czemu przez jakieś dwa tygodnie wybuchały awantury. Teraz wydaje mi się to śmieszne, jednak wtedy byłem wściekły jak osa.
.
Zmieniliśmy też mieszkanie na większe. Teraz jednak wiem, że utrzymanie porządku w czterech pokojach jest znacznie trudniejsze niż w dwóch. Ciągle mamy bałagan.
.
Kot zrobił mi pyszną niespodziankę. Był to jeden z najbardziej wytwornych a już na pewno najsmaczniejszych posiłków w mijającym roku.
***
Rozmowy w toku:
Niestety dużo się kłóciliśmy o mieszkanie, nie mogąc dojść do porozumienia. W rezultacie Martin postawił na swoim, dzięki czemu przez jakieś dwa tygodnie wybuchały awantury. Teraz wydaje mi się to śmieszne, jednak wtedy byłem wściekły jak osa.
LISTOPAD
Na zdjęciach:
1. Przy Père-Lachaise z mamą - Paris, 12 listopada 2010. (foto - kelnerka)
2. Mama na moście - Paris, 13 listopada 2010.
3. Kochankowie - Paris, 13 listopada 2010 (foto - mama).
_____________________________________________________________________________________
Przez kilka pierwszych dni remontowałem nasze mieszkanie. Malowałem ściany, zdzierałem tapety, jeździłem do różnych sklepów z różnymi rzeczami do mieszkania. Jednym słowem robiłem to, czego nienawidzę. Darłem się na biednego Kota niemiłosiernie, ale naprawdę za wybór tego mieszkania zamiast mojej propozycji domu powinien dostać przynajmniej kilka klapsów. Już mi przeszło tak czy inaczej.
.
Chwilę po naszej przeprowadzce odiwedziła nas moja mama. Spędziliśmy wiele fajnych chwil. Mam bardzo silny związek z mamą, Martin także traktuje ją jak własną matkę. Codziennie ze sobą rozmawiają (najczęściej mnie obgadując).
Po dwóch dniach postanowiliśmy zrobić sobie wakacje. Pojechaliśmy więc do Paryża i korzystając z brzydkiej pogody mogliśmy pokazać mamie nasz awangardowy Paryż oraz liczne knajpki.
.
Po dwóch dniach postanowiliśmy zrobić sobie wakacje. Pojechaliśmy więc do Paryża i korzystając z brzydkiej pogody mogliśmy pokazać mamie nasz awangardowy Paryż oraz liczne knajpki.
.
Do 29 listopada mięliśmy w Londynie piękną pogodę, ostatniego dnia miesiąca wszystko się zmieniło i spadł śnieg. Piszę o tym tylko dlatego, że to w Anglii niezwykłe zjawisko. Z radości ulepiłem bałwana.
***
Rozmowy w toku:
Wiele czasu gadaliśmy o nowym projekcie artystycznym przyjaciela, który mam nadzieję zobaczy światło dzienne w przyszłym roku. Sam zajmowałem się planami własnymi i kochaniem mojego Kota.
GRUDZIEŃ
Na zdjęciach:
1. Zima (przed domem) - London, 20 grudnia 2010.
2. Nasza pierwsza choinka - London, 24 grudnia 2010.
3. Świąteczny toast - London, 25 grudnia 2010.
_____________________________________________________________________________________
Zima nas zaskoczyła. Transport przestał działać; siedzieliśmy z Martinem w domu i korzystając z dużej ilości wolnego czasu oglądaliśmy dziesiątki filmów.
.
Na uczelni miałem pierwsze egzaminy. Podejrzewam, że zdałem. Wyniki będą jednak pod koniec stycznia.
.
Świąteczny czas spędziliśmy razem. W tym roku zrobiliśmy sobie prawdziwą wigilię i kupiliśmy żywą choinkę, którą ubieraliśmy przez dwie godziny w towarzystwie mamy, która dyrygowała nami przez skypa. Ale potrzebowałem świąt i spędzenia tego czasu z Kotem.
***
Rozmowy w toku:
Dużo rozmów i przemyśleń podsumowujących. Razem z Martinem doszliśmy do wniosku, że rok 2010 był jednym z najlepszych lat w naszym życiu. Przepiękny, pełen przygód rok, gdzie ani jeden dzień nie był podobny do poprzedniego. Wszystko nam się udawało a każdy plan się realizował.
.
Cieszymy się i jesteśmy dumni z tego, że otaczaja nas prawdziwi przyjaciele. W roku 2010 wszystkie chwasty zostały usunięte krótkimi cięciami. Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy za starzy aby pielęgnować coś co zatruwa nam powietrze. I mimo, że nie zawsze było przyjemnie wiemy, że postąpiliśmy słusznie.
''Świąteczny czas spędziliśmy razem. W tym roku zrobiliśmy sobie prawdziwą wigilię i kupiliśmy żywą choinkę, którą ubieraliśmy przez dwie godziny w towarzystwie mamy, która dyrygowała nami przez skypa. Ale potrzebowałem świąt i spędzenia tego czasu z Kotem.''
OdpowiedzUsuńA niech gadaja...w tym roku po raz pierwszy od siedmu lat spedzilem swieta i nowy rok w towarzystwie rodzicow...mama dyrygowala jak ubrac choinke ( nigdy wiecej prawdziwej!!!), ojciec do dnia dzisiejszego nie jest w stanie zrozumiec anglikow, brytyjskiej polityki, benefitow, jazdy lewa strona ulicy i wielu, wielu innych rzeczy..ale tak na prawde nawet mu sie nie dziwie bo ja sam mam czesto z tym problemy :)
Najwazniejsze ze te swieta i ten nowy rok spedzilismy razem i za to jestem wdzieczny wszystkim bogom, bozkom, duchom i duszkom.
A zeby bylo malo wlasnie sie przeprowadzilismy do nowego domu ktory kocham zarowno ja jak i moi rodzice....czego chciec wiecej? :)))
Chlopcy, ciesze sie ze u Was jest wszystko w najlepszym pozadeczku :) Mega buziaki xxx