środa, 12 lutego 2014

Urodziny Kota

I znów urodziny Martina. W tym roku w ramach niespodzianki, 12-lutego obudziliśmy się w Nepalu.
Sto lat Kochanie !


poniedziałek, 18 listopada 2013

Napięty listopad

Martin i Aneta są kuratorami wystawy malarsko-fotograficznej "Człowiek", w ramach Festiwalu Poezji i Kultury Słowiańskiej w Londynie. Efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania.
No właśnie! Ludzie przychodzą, prowadzą dysputy przy lampce wina, chwalą, krytykują... nikt jednak nie zdaje sobie sprawy ile kosztuje zorganizowanie takiego wydarzenia. Nie mówię o pieniądzach, bo zapłacili za to sponsorzy, tylko o charytatywnej pracy po godzinach, nieprzespanych nocach, czy planowaniu samej wystawy i nerwach z nią związanych.
Na szczęście sukces i dowody uznania smakują słodko, rekompensując wiele rzeczy.
 Poniżej kuratorzy wystawy, po czterdziestu (kilku) godzinach roboty. Gratulacje :)

wtorek, 22 października 2013

Jesień

Nie chcę zamykać tego bloga. Cała nasza historia tutaj! Co prawda, w przyszłym roku planujemy wydać książkę "Królewiczów Dwóch", ale i to nie jest powodem, żeby bloga się pozbywać.

Dużo się działo. Jak zwykle zresztą. My na dupach siedzieć nie umiemy - może Marcin trochę tak (uwielbia swoją sofę - czasami mu ją wypominam), ja jednak czym jestem starszy, tym bardziej się rozkręcam.

Byliśmy w Wilnie. Wydałem książkę "Niosący Słowa" - antologia poezji współczesnej. Spodobała się i dużo koło niej hałasu było. Zazdrośnicy zaczęli ją krytykować. Ludzie to jednak debile (bez przeproszenia). Krytykowali książkę przed jej wydaniem. Doczekali się nawet określenia ich "dolegliwości" - kompleks Zdanowicza, od nazwiska faceta, który wypowiedział się na temat składu książki i jakości wierszy w niej zawartych przed publikacją. Urocze :)
Wróćmy jednak do Wilna. Pogoda była świetna, humory jeszcze lepsze i wszystko rewelacyjnie zorganizowane. Polacy na Litwie są inni od tych na zachodzie.
Trochę wkurzał nas konflikt polsko-litewski, ale to nie nasz świat i staraliśmy się w to nie włazić. W każdym razie Litwini zachowywali się w stosunku do nas po chamsku; gdy mówiliśmy po angielsku - całowali nas po rękach. Kolejne głupki.
Na zdjęciu za nami Ostra Brama. Stoimy otoczeni Poetami, na przedzie Apolonia Skakowska - organizatorka imprezy - świetna Kobieta. 
Pobyt w Wilnie był pasmem sukcesów. Czuliśmy się tak, jak w niebie. No właśnie. Nigdy wcześniej nie wiedziałem jak wygląda niebo. Zazwyczaj jest mi dobrze, ale na Litwie smarowali nam "dupy miodem"...
Na koniec uhonorowano nas dyplomami, mnie jako autorowi wręczono najwyższe odznaczenie - Statuetkę Stanisława Moniuszki. Stoi teraz na półce z książkami w salonie.
A w ogóle nie mogę patrzeć na siebie na zdjęciach, bo strasznie utyłem i teraz się odchudzam. 
Marcin zupełnie nie ma takich myśli i je spokojnie, mlaskając rozkosznie przy każdym obiedzie :)
Oto i on. Już w Birmingham. Niedługo po Wilnie pojechaliśmy promować książkę do Birmingham. Było swojsko - w końcu to Anglia. Impreza również się udała i co mnie cieszy, antologia otrzymała kolejną nagrodę, tym razem Złotego Anioła.
Dużo Poetów przyjechało i wieczór poetycki wyszedł lepiej, niż się spodziewałem. 
Na początku było małe spięcie - spalił się bezpiecznik w mikrofonie. Podczas próby głośniki tak zawyły, że ludzie pouciekali z sali. Nigdy nie słyszałem głośniejszego wycia. Biegaliśmy później w poszukiwaniu bezpiecznika, w końcu "pożyczy-liśmy" od czajnika bezprzewo-dowego... :) Następnie wszystko poszło gładko. Ach! Miałem wpadkę. Zapowiadając jedną z uczestniczek powiedziałem, że "lubi palić mosty za sobą" - chodziło mi o to, że idzie przebojem przez świat... na szczęście się nie obraziła. Ja lubię takie rzeczy od czasu do czasu palnąć :)
Powyższe zdjęcie zostało skrytykowane. Dowiedziałem się, że panoszę się ze statuetkami, że spijam śmietankę i idę do celu po trupach. Zastanawia mnie, co ci ludzie mają w głowach... poważnie! 
Mieliśmy też gości - w zasadzie gościówy :) Zwaliły nam się na głowę: Ewa i Alina. Dwie administratorki portalu e-sztuka.com
Było ciekawie. Cztery zupełnie różne osoby pod jednym dachem przez ponad tydzień :) Ale jak widać nie pozabijaliśmy się - wręcz przeciwnie. Kobitki zostawiły sobie u nas rzeczy i obiecały wpadać. Alinka za trzy tygodnie znowu przy- latuje. Tym razem obiecała sobie wykupić wielki bagaż, oprócz podręcznego (już się boimy :P).
Myślę, że znów będzie fajnie. W listopadzie bowiem szykuje się ogromna kulturalna impreza, na której będziemy promować "Niosących Słowa". Na imprezę zapowiedziało się wiele osób z kilkunastu krajów. Nie wiem jak przez to przebrniemy ;).
Mam nadzieję, że jak zwykle: RAZEM, WZAJEMNIE SIĘ WSPOMAGAJĄC :)


poniedziałek, 22 lipca 2013

Lato

>>>Puk... puk... jest tam kto? Nie wiem, czy jeszcze ktoś nas czyta. Kilka miesięcy nas nie było. <<<

Po zimie nastąpiła wiosna, była raczej chłodna. Następnie nastało lato: upalne i suche.
***
W życiu prywatnym... 
12 lutego Marcin miał urodziny. 8 kwietnia miałem urodziny ja. 12 czerwca mieliśmy kolejną rocznicę ślubu. Byliśmy w Polsce, Niemczech i Belgii - w maju.

***
W życiu zawodowym...
Otworzyłem Portal. Od lat zajmuję się zawodowo sztuką, postanowiłem iść w tym kierunku i tylko na tym się koncentrować. Dlatego nie pisze bloga; nie mam czasu.
Przyjęto mnie do wielu związków literackich i artystycznych; wydaję gazetę - rozprowadzana jest na cały świat - jest to kwartalnik artystyczny. Wydałem w tym roku ósmy tomik poezji i miałem wiele wieczorów poetyckich. Tomik został przetłumaczony jak n razie na 9 języków.
Zostałem prezesem International Polish Artists Association... współpracujemy z kilkudziesięcioma organizacjami polonijnymi na świecie.
W Polsce i Wielkiej Brytanii odbyła się seria wystaw moich nowych kolekcji malarskich "Historie zakazanego pożądania".

Kot pracuje tam, gdzie pracował. Poza tym pomaga mi w wielu rzeczach - angażuje się na tyle, na ile może. Sam zajął się fotografią i robi coraz lepsze zdjęcia - niedługo wystawa i jego debiutancki album. Pisze poradniki turystyczne do różnych miejsc; ocenia hotele i restauracje, opisuje miejsca itd. Dostaje wiele pochwał i bardzo się w tym rozwija.

***
Nie mamy czasu na inne rzeczy. Czasami napiszemy jakąś rzecz na facebooku, większość chwil spędzamy na miejscach, gdzie pracujemy z pasją. Szykujemy się do długich wakacji, albo do emigracji. Dojrzeliśmy do tego - jak nam los nic nie poprzestawia, będzie dobrze.

***
Dużo medytujemy.
Żyjemy - ograniczyliśmy wirtualne kontakty do minimum i staramy się, żyć w świecie realnym. Moim marzeniem jest wyrzuci telefon...
Robimy coraz mniej zdjęć sobie samym. Nie to, żebyśmy żyli w cieniu - jakoś po prostu, spontanicznie wszystko weszło na inne tory.

***
Dzięki za listy i e-maile :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zima 2013

Zima nas zaatakowała. Początkowo wydawało się, że śnieg stopnieje. Sam mówiłem: "znowu narobili hałasu o nic"... tym razem jednak zima przyszła naprawdę. Od wczoraj śnieg sypie nieprzerwanie, bez żadnej, nawet kilkuminutowej przerwy. Zrobiło się biało.
Bardzo mi się to podoba. Szczególnie fajnie wyglądają kwitnące na różowo drzewa, "ustrojone" śniegiem.
Z dawno zapomnianej skrzynki wyciągnęliśmy czapki szaliki i poszliśmy na spacer. Długi, zimowy i odprężający. Zjedliśmy dobry obiad, napiliśmy się dobrej kawy i soczku "hangover heaven".
Składniki: 3 pomarańcze, woda, mięta i sok z bzu. Rzeczywiście - "niebo w gębie".
Poniżej widok z okna. Ładnie...

PS. Jedno z postanowień noworocznych, które zdradzę - więcej prywatności :)

wtorek, 25 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

 Nasza kolacja wigilijna - widok z góry :)

Nadeszły kolejne Święta Bożego Narodzenia, zbliża się kolejny Nowy Rok 2013
Z tej okazji życzymy Wam, aby nadchodzący czas, przyniósł wszystkim wiele powodów do radości. Pragniemy aby dla Was wszystkich był to czas spokojnych, przespanych nocy oraz radosnych poranków.
Nasze życie jest podobne do snu. Wszystko zależy od tego, jak widzimy rzeczy. Świat wokół nas ma subiektywne barwy; wyrażamy głębokie życzenia, aby w Waszym polu widzenia zawsze pojawiało się światło nadziei.
Święta sprzyjają pojednaniu i wybaczeniu sobie i innym rzeczy, które oceniamy jako złe. Przestańmy więc pielęgnować rany, zamiast tego, pozwólmy aby się zabliźniły. Wspominanie złych rzeczy nie dotyka tych, których uważamy za wrogów tylko nas samych. Takie działanie nie ma po prostu sensu.
Życzymy wszystkim mądrości, dojrzałości i rozwagi. To co nazywamy rajem może wydarzać się każdego dnia. Nasze zadowolenie, nasza jakość życia i odczuwanie zależy tylko od nas samych. Szklanka z piwem, które pijemy i które uwarzyliśmy sobie sami, może być już w połowie pusta lub jeszcze w połowie pełna. Życzymy Wam, Drodzy nasi, mądrych i szczęśliwych wyborów.

 ***
Podczas wczorajszej kolacji łączyliśmy się za pomocą skype z różnymi biesiadnikami i ich stołami - to tak, jakby wszechświat nagle się kurczył. Dzięki technice granice już w ogóle nie istnieją a poczucie czasu jest jeszcze bardziej iluzoryczne. 
Wieczorem (do późnej nocy), zgodnie z tradycją bawiliśmy się z innymi, tańcząc, wznosząc toasty i śpiewając :)



czwartek, 13 grudnia 2012

Grudzień

Nie mam czasu na pisanie bloga. Nie mam czasu na wirtualne zabawy, rozmowy z ludźmi, facebook, twitter, skype. Swoją działalność zewnętrzną ograniczam do minimum. Nawet w telefonie mam ustawiony "stan spoczynku" od 21 do 9 oraz od 12 do 15. W tym czasie nie można się do mnie dodzwonić. Telefon domowy obsługuje automatyczna sekretarka, e-maile są segregowane i tylko najważniejsze trafiają do mnie, czekają jednak, aż znajdę czas.
Planujemy wyjazdy na następny rok. Wydarzenia religijne i moje plany wystawowe zapełniły kalendarz przed jego zakupem. Już wiem, że nie będę miał czasu na nic więcej. 

*** 

Ostatnio spędzam dni na pisaniu, planowaniu i malowaniu (na malowanie muszę znaleźć więcej czasu; może oduczę się sypiać?). Na rynku ukazało się wiele antologii poetyckich także z moimi wierszami, obrazami i zdjęciami. Marcin towarzyszy mi wszędzie i zawsze mam w nim oparcie. Wszędzie gdzie jedziemy Kot jest moim stylistą i managerem. Bardzo to śmieszne, bo nigdy nie widziałem go w tej roli a sprawdza się lepiej niż ktokolwiek do tej pory. Czasami jest to zabawne (wręcz krępujące) gdy Kot biegnie (tak jak ostatnio) do Konsula albo Ambasadora i bez zawstydzenia mówi mu, że właśnie ma okazję przywitać się ze mną. Biegnie więc taki Wielki Człowiek do mnie i cyka sobie ze mną fotki a ja nie wiem, co powiedzieć. Uśmiecham się więc a Kot załatwia już wywiad.
Efektem ubocznym tego wszystkiego, jest to, że Marcin robi się coraz bardziej dominujący! Mówi co mam robić (w sprawach artystycznych), z kim się zadawać, z kim rozmawiać. Potrafi mnie odciągnąć od kogoś, "bo muszę właśnie porozmawiać z kimś ważnym".
Tak samo, coraz częściej mówi jak powinienem się ubrać. Patrzy na mnie oceniająco, kręci nosem i coś poprawia. Z jednej strony to dobrze - mam do niego bezgraniczne zaufanie, z drugiej - gdzie jest Kot bezkrytycznie wpatrzony we mnie każdego ranka?
8 grudnia 2012 w Birmingham odbył się wieczór autorski Antologii "Piękni Ludzie". Ze wszystkich zbiorowych "poetyckich wydarzeń", to było najważniejsze.
Recytowałem wiersz "Jesień" z mojego nowego tomiku (ósmego już, matko kochana), który ukaże się przed Nowym Rokiem.
W Birmingham odbyła się też wystawa (nie wiem która już) moich obrazów. Po raz kolejny pokazałem resztki "The Noughties - Goddess Style".
Na poniższym zdjęciu z Konsulem RP w Londynie, przegadałem wiele minut i muszę powiedzieć, że jestem przyjemnie zaskoczony.
Poniżej, z Adamem Siemieńczykiem, człowiekiem do którego mam ogromne zaufanie (jeśli chodzi o artystyczną współpracę). Adam trzyma książkę z mją fotografią i chyba ustawiamy się do oficjalnego zdjęcia (tutaj fotka mniej oficjalna).
Z Marcinem miałem okazję zrobić sobie jedno zdjęcie - 9 grudnia postanowiliśmy zwiedzić Birmingham i jego muzea. Samo miasto nie przypadło nam do gustu, muzea natomiast jak najbardziej. Polecam.

wtorek, 13 listopada 2012

Paryż - pobyt rocznicowy

Byliśmy w Wersalu - nakręciliśmy film. Jak będę miał czas to posklejam i puszcze w youtubowe przestrzenie.Piękny pałac i prześliczne ogrody. Fontanny zapierają dech w piersiach!
Nigdy tam nie byłem. Mieszkając we Francji, nie przyszło mi do głowy, żeby odwiedzić Wersal. W sumie słusznie. Dopiero od 3-4 lat jest co zwiedzać, wcześniej przez wiele długich lat trwał remont.
Tym razem nie zwiedzaliśmy. Wszędzie były kolejki - naszym celem (oprócz moich artystycznych konieczności) był pobyt prywatny. Poniżej krzesła z Notre Dame.
O właśnie. Jedna z fontann za pałacem w Wersalu.
Głównym celem naszej rocznicowej wyprawy było zawieszenie kłódki na moście zakochanych. Cel został zrealizowany.

sobota, 3 listopada 2012

Paryż

Kilka dni temu świętowaliśmy naszą kolejną rocznicę. Czas leci; zupełnie nie wiem, kiedy to wszystko się wydarzyło (wydarza). Postanowiliśmy spędzić kilka dni w naszym ukochanym mieście; wakacje połączyliśmy z wieczorkiem poetyckim (ale o tym innym razem). Paryż bardzo się zmienił. Dzięki globalizacji, otwartości na bylejakość i wielu innym czynnikom stolica Francji przeobraziła się w zwyczajną metropolię. Coraz mniej w nim magii, coraz więcej plastikowej współczesności. Wielka szkoda. Kolejna rzecz, która coraz mniej nam się podoba to ceny. Francja oszalała. Rzadko piszę o pieniądzach, ale tym razem nie mogę milczeć. Kiedyś tu mieszkałem i wiem jak się żyło. Teraz ciągle musimy dobierać gotówkę. Kawa z mlekiem €6, cafe late €8-10. Za dwa naleśniki i dwie kawy płacimy €40-45. Obiad z lampką wina to wydatek stu euro. Wyjście na dyskotekę to wydatek przyprawiający o zawrót głowy. Najpopularniejsza gej-disco Queen żąda za wejście €40 od głowy. Whiskey z colą €25 (tak jak każdy inny drink), czyli trzeba wydać około pięć stów za parę, za jedną noc. Masakra. No nic. Jesteśmy już tydzień. Trafiliśmy na cudowną pogodę. Błękitne niebo i piękna złota jesień wynagradzają wszelkie niedogodności. Wczoraj zwiedzaliśmy Wersal. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Obaj wróciliśmy oczarowani. Zamek po renowacji wygląda imponująco, ogrody również. Musimy wrócić tam latem. No nic. Trzeba się chwilę zdrzemnąć, wziąć masaż, prysznic i wypięknić na wieczór. W końcu sobota. Niebawem ulice Paryżanie zapełnią się żądnymi zabawy ludźmi. Nie może nas tam zabraknąć. Miłego weekendu wszystkim.
Published with Blogger-droid v2.0.6

niedziela, 23 września 2012

Ostatni dzień lata - Brighton

Ostatni dzień lata spędziliśmy w Brighton.


piątek, 14 września 2012

Wrzesień

Dziesięć dni temu miałem operację i w końcu, po kilku miesiącach czekania usunięto mi woreczek żółciowy. W końcu. Doszedłem już do siebie, mogę znów jeść wszystko bez bólu; jeszcze kilka dni i pójdę na normalne piwo z pianką :)
Przedwczoraj przyjechała mama. Zostanie u nas jakiś miesiąc.

czwartek, 16 sierpnia 2012

piątek, 3 sierpnia 2012

Grenoble

Jesteśmy we Francji. W Grenoble. Przyjechaliśmy tutaj, by spędzić trochę czasu z naszym nauczycielem XVII Karmapą.

Trzecia kawa. Złaziliśmy całe miasto; centrum nie jest duże za to bardzo klimatyczne. Grenoble przypomina biedne miasta hiszpańskie: dużo tu starych budynków, zdewastowanych młodzieżowym "artyzmem" bram i obdrapanych ławek. Poza tym miasto traci powoli swą francuską naturę, przeobrażając się w arabską metropolię. Trochę nas to niepokoi.

Kawa jednak, jak to kawa we Francji. Wspaniała. W niczym nie przypomina lur jakie oferują amerykańskie sieciówki. A do tego jakie kubeczki! :-)

Pełno tu wąskich uliczek. Mnóstwo kawiarni i małych lokalnych restauracyjek. Dodatkowo Grenoble otoczone jest bajecznie pięknymi wzgórzami, co nadaje miastu niepowtarzalnego klimatu. Bardzo dobrze się tu czujemy. Teraz wracamy do hotelu. Trzeba się odświeżyć i zobaczyć jak wygląda tu życie nocne. Nie możemy jednak za bardzo poszaleć, bo jutro wstajemy razem z kurami i jedziemy w góry do buddyjskch świątyń, gdzie oddamy się modłom. Najważniejszą jednak rzeczą i naszym celem jest spotkanie z Karmapą i kolejna inicjacja, której będzie udzielał.
Published with Blogger-droid v2.0.6

niedziela, 29 lipca 2012

Spacer w deszczu

Obudziliśmy się po dziewiątej. Świeciło słońce, jednak niebieski skrawek nieba otulony był brunatnymi chmurami. Będzie lało, tak jak miało - stwierdziliśmy. Wstaliśmy z łóżka i wyszliśmy na spacer: spontanicznie i natychmiast. Zjedliśmy śniadanie w parku obserwując jak z deszczu i słońca rodzą się na niebie różne zjawiska. A potem się rozgrzmiało. Teraz łazimy w deszczu patrząc na pioruny. Pięknie jest!
Published with Blogger-droid v2.0.6

poniedziałek, 16 lipca 2012

Inspirujący tydzień

Ach! Co to był za tydzień! Czas inspiracji i mocy!
W miniony poniedziałek pojechaliśmy do Harrogate. Piękna miejscowość: czysto, cicho i zielono. Nie mieliśmy jednak czasu na zwiedzanie, bo ważniejsza była inicjacja Milarepy, jednego z najważniejszych Nauczycieli Buddyzmu udzielana przez XVII Karmapę - Trinleya Taje Dordże.
Po raz pierwszy mieliśmy sposobność obcowania z Karmapą w małej grupie osób. To było niesamowite przeżycie a sama inicjacja miała tyle mocy, że włosy dęba stawały :)
Zatrzymaliśmy się w hotelu, w którym mieszkała Agatha Christie, niestety oprócz tej informacji nic się z nią tam nie kojarzy. Poza tym jak na czterogwiazdkowy hotel powinni robić lepsze śniadania.
Następnie pojechaliśmy do Manchesteru. Lało przez cały czas, ale w ogóle się tym nie przejmowaliśmy. Korzystaliśmy z wolnego czasu i zwiedzaliśmy miasto.
Aha! W pociągu poznaliśmy Martinę - Niemkę, która opowiedziała nam cały swój życiorys z pikantnymi szczegółami. Przez nią też się pokłóciliśmy zaraz po przyjeździe, bo trochę nam namieszała. Tacy ludzie powinni żyć z dala od innych i dławić się swoją negatywną energią.
Ale o niej nie będziemy pisać. We wtorek odbył się wykład "Droga Buddy", który nas naprawdę zainspirował. Zresztą Karmapa dał nam tyle dobrej energii, że od wtorku mieliśmy cały czas świetne humory i chodziliśmy jak na podwójnym doładowaniu.
Rano przyjechali nasi przyjaciele i po wspólnym śniadaniu poszliśmy na dwudniową inicjację. Pisać o niej nie mogę to i nie będę.
W piątek wróciliśmy do Londynu. Zwaliło się do nas mnóstwo ludzi. Spali wszędzie a kolejka do ubikacji była dłuższa niż na dworcu kolejowym.
Goście zużyli 14 rolek papierowych przez trzy dni. Masakra :) Codziennie chodziliśmy na wykłady, wieczory spędzaliśmy w domu w miłej atmosferze przy lampce koniaku (ja) i piwach (oni) :P. Robiliśmy też śniadania a potem wspólnie wyruszaliśmy, żeby spotkać się z Karmapą.
Nigdy nie prowadziliśmy aż tak otwartego domu i nie wiedzieliśmy, że to takie przyjemne. Ci ludzie zostawili tyle dobrej energii, że można by nią razić tłumy doprowadzając go do uśmiechu!
W niedzielę otrzymaliśmy ostatnią inicjację, która oprócz zmian w umyśle prowadzi do dobrobytu w każdym tego słowa znaczeniu :)
Powyżej XVII Karmapa Trinley Taje Dordże w Londynie.

Poniżej, my z Mike i Sandrą w przerwie pomiędzy wykładami na polu zabaw dla dorosłych :)P

poniedziałek, 9 lipca 2012

Buddyjska pielgrzymka


Jedziemy do Harrogate na spotkanie z Karmapą. Dzisiaj odbędzie się inicjaja Milarepy - jogina, który w ciągu jednego życia osiągnął oświecenie. Milarepa jest jednym z głównych nauczycieli Karma Kagyu. Póki co jedziemy w strugach deszczu. Rzeki nie utrzymują wody w korytach, wszystko się wylewa. Zboże gnije, truskawki ogórki już zgniły; na poprawę nie ma szans. W nadchodzącym tygodniu temperatura ma spaść d 12 stopni. Cały tydzień będziemy w drodze na buddyjskiej pielgrzymce. Pogoda nie ma znaczenia.

Published with Blogger-droid v2.0.6

czwartek, 21 czerwca 2012

Hiszpania

Jego Świętobliwość XVII Karmapa Trinley Thaye Dorje przyjechał do Europy aby udzielić serii Nauk i Inicjacji buddyjskich z linii Karma Kagyu (buddyjskiej szkoły, do której należymy). Karmapa odwiedzi wiele ośrodków, dlatego też większość naszych wakacji zaplanowaliśmy, kierując się planem podróży Głowy Buddyzmu Tybetańskiego.
W Karma Guen, hiszpańskim ośrodku znajdującym się niedaleko Malagi, Karmapa udzielił trzech wyjątkowo ważnych inicjacji: Białego Mahakali, Białej Tary i Czenreziga (zamieszczam linki bo na drugim blogu opisałem te inicjacje).
Dla buddystów inicjacje są niezwykłymi wydarzeniami. "Otwierają bowiem wrota" do różnych aspektów umysłu i tym samym przybliżają do oświecenia: poprzez słuchanie i powtarzanie mantr, medytację i różnego rodzaju rytuały. Trzeba jednak pamiętać (i to Karmapa podkreślał za każdym razem), że najważniejsze jest współczucie i chęć niesienia pomocy innym. Z tą motywacją powinniśmy przyjmować inicjacje i praktykować buddyzm.
Staraliśmy się z całych sił utrzymać skupienie i przez kolejne trzy dni zaprzestać "światowych czynności". Takiego rodzaju wyciszenie pomaga medytować ale także odpręża bardziej niż dyskoteka :) i dwukrotnie szybciej doładowuje pozytywną energią.
Wiele rzeczy zrozumieliśmy i gadaliśmy na ten temat wieczorami. Postanowiliśmy mniej angażować się w życie i głupie problemy. Nie chcemy tracić czasu na polityczną poprawność czy utrzymywania więzi z ludźmi, z którymi tylko tracimy czas. Będziemy też mniej wydawać na przyjemności zabawowe a zaoszczędzone pieniądze wydawać będziemy na imprezy związane z buddyzmem. To czego doświadczyliśmy podczas ostatnich pięciu dni zrekompensowało nam tygodnie okresu pracy i siedzenia w deszczowym mieście jakim jest Londyn. Dodatkowo podczas każdego wyjazdu tego rodzaju zbliżamy się do siebie coraz bardziej i odkrywamy nowe niezbadane obszary w sobie samych. To jest naprawdę fajne i jak się tego raz doświadczy pragnie się więcej i więcej :)
Ostatnie dwa dni spędziliśmy w Maladze. To małe miasto to istny raj i oaza spokoju: pogoda "w dechę", tanio i spokojnie. Na zdjęciu widać Kota siedzącego na ławce z Andersenem. Marcin jest osobą, która nie przepuści żadnemu pomnikowi, cokolwiek by wyrażał. Dziwne to trochę, bo utrzymuje, że rzeźba niespecjalnie go "kręci" :)
Tak czy inaczej, spędziliśmy jedne z ciekawszych wakacji w ogóle. Takie "wyluzowanie" może zdziałać cuda. W wioskach buddyjskich nie ma 

miejsca na nerwy czy sprawy związane ze zwyczajnym życiem. Chodząc wokół stup zrzuca się maski, dzięki człowiek na podstawowym poziomie doznaje odprężenia. Nawet dla ludzi takich jak my, którzy często pojawiają się na tego typu "imprezach", energia Karmapy, miejsca i inicjacji była tak wielka, że świat przestał istnieć. Zrobiliśmy może łącznie 15 zdjęć, bo ciągle zajęci byliśmy znacznie ważniejszymi sprawami.
Bądźcie szczęśliwi, tak jak my jesteśmy :)

wtorek, 12 czerwca 2012

Rocznica Naszego Ślubu!!!



Idziemy już tak długo razem
buty trzeba wymienić
albo po prostu idźmy dalej boso
przecież nie musimy już nic sobie udowadniać
 
Przez te wszystkie lata
nie zauważyłem zmian krajobrazu
patrzyłem ci w oczy
widząc tylko świat w nich odbity
piękny świat

Jestem tak doskonale pewien
że wybrałem dobrze
że wybraliśmy dobrze

moje szczęście to szum oceanu
niczego więcej nie potrzebuję

Widzę cię we wszystkich czasach jednocześnie
jako rwący strumień
niczym nie zmąconą wodę
niezależnie od miejsca i czasu

Idziemy już tak długo razem
nie po raz pierwszy i nie ostatni
kupmy więc te nowe buty
przydadzą nam się

niedziela, 10 czerwca 2012

Weekend

Wbrew zapowiedziom weekendowa pogoda nie jest zła. Ponieważ w tym tygodniu korzystamy z "planu oszczędnościowego" postanowiliśmy połazić po zielonych częściach Londynu. Wczoraj spacerowaliśmy 8 godzin, dzisiaj chyba zejdzie nam dłużej.

Aktualnie zwiedzamy farmy i łąki. W oddali widać najnowocześniejszą w Londynie Dzielnicę Biznesu.


Published with Blogger-droid v2.0.4

poniedziałek, 21 maja 2012

Spontaniczne krótkie wakacje

W piątek wieczorem Marcin poinformował mnie, że wziął sobie wolny poniedziałek. Byłem na niego trochę zły, bo trudno jest zorganizować: przejazd i hotel na kilka godzin przed wyjazdem, przede wszystkim jednak trzeba zdecydować gdzie się chce pojechać.
O pierwszej w nocy stanęliśmy przed wyborem: Majorka lub Bristol (postanowiliśmy zamknąć się w pięciuset funtach). Wybraliśmy Anglię.

Dziwny jest Bristol. Taki trochę chaotyczny i niezorganizowany. Anglicy lubią bałagan i brak reguł w budownictwie, co doskonale widać w Bristolu. Ma to jednak swój urok. Miasto nie jest nudne i wchodząc z jednej uliczki w drugą, często przeżywa się szok w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Przede wszystkim jest dużo zieleni. Parki są wszędzie. W odróżnieniu od londyńskich są "dziksze" i można w nich znaleźć prawdziwy spokój. Zielone tereny rozciągają się wzdłuż rzeki i wydają się nie mieć końca. Godzinami można iść przed siebie nie spotykając żadnych przypadkowych ludzi.
Jest też dużo terenów "porzuconych", także wyludnionych. Pozostałości po starych fabrykach, nie funkcjonujące już tory kolejowe, żelazne mosty po których już nic nie jeździ...
Z jednej strony masa rdzewiejącego żelastwa drażni, z drugiej zaś, ten bałagan wygląda bardzo ciekawie i z całą pewnością dla artystycznych umysłów jest inspirujący.
Jedną z głównych atrakcji miasta jest Suspension Bridge. Jest to inponujących rozmiarów most wiszący wysoko nad rzeką Avon. Most otwarto w 1864 roku, już po śmierci głównego inżyniera oraz projektanta Isambarda Brunela, od tej pory jest on ozdobą, dumą i symbolem Bristolu.
Wstęp na most dla pieszych jest bezpłatny, pojazdy muszą przejazd opłacić. Zadziwiające jest, że od chwili budowy most nie przechodził żadnego remontu. Przy dzisiejszym partactwie jest to prawie nie do pomyślenia. I jeszcze jedno. Z mostu skoczyły setki osób popełniając samobójstwo. W roku 1998 zainstalowano specjalne bariery, które obniżyły liczbę samobójstw z ośmiu do czterech rocznie. Niesamowite wydaje mi się to, że prosta barierka potrafi powstrzymać zdesperowanego i nieszczęśliwego człowieka od tego strasznego czynu. W takim razie drugi wniosek: jak niewiele trzeba zrobić, żeby uratować człowieka. Warto by czasami rozejrzeć się dookoła. W roku 1985 pod mostem znaleziono martwą córkę piosenkarki Shirley Bassey, której samobójstwo do dzisiaj jest dyskusyjne.
I ciekawostka: w angielszczyźnie południowego zachodu mówi się to jump down The Clifton Bridge - wyrażenie to oznacza skrajną rozpacz i beznadzieję.
 Bristol to również królestwo dla graficiarzy. Banksy najbardziej znany "wandal" graficiarz urodził się niedaleko Bristolu, gdzie można zobaczyć jego "prace" na żywo. Niedaleko "nowego miasta" i "dzielnicy handlowej", w zasadzie pomiędzy nimi, ulice, mury, okna i drzwi budynków pokrywają kolorowe malunki. Niektóre są naprawdę imponujące, dzięki czemu można powiedzieć, że ta część miast na swój sposób jest interesująca.
Piszę to ostrożnie, bo nie mam do końca wyrobionego zdania na ten temat. Z jednej strony nie lubię wandalizmu, z drugiej jeśli widzę coś co zawiera artyzm i talent zachwycam się. Dla mnie sztuka to kreatywność plus talent. Nurty i gusta się zmieniają; rzadko czym bardziej się brzydzę od rutyn i doceniania tego co było kilkaset lat temu. Osobiście lubię zarówno to jak i tamto :)

Na moim blogu publicznym z dni 19-20-21 maja znajduje się więcej spontanicznych notatek z Bristolu. Razem z Kotem bardzo polubiliśmy to miasto i z całą pewnością będziemy chcieli do niego wracać.

BATH

W drodze powrotnej skoczyliśmy jeszcze do okrzyczanego Bath. Piękne miasto z romantycznymi kawiarenkami i niepowtarzalną atmosferą wydało nam się po kilku godzinach nudne.
Pojeździliśmy autobusem dla turystów co było jeszcze nudniejsze od chodzenia, zjedliśmy dobry lunch, obejrzeliśmy katedrę i bez żalu wróciliśmy wieczorem do Londynu.
Wróciliśmy wypoczęci :)