poniedziałek, 21 maja 2012

Spontaniczne krótkie wakacje

W piątek wieczorem Marcin poinformował mnie, że wziął sobie wolny poniedziałek. Byłem na niego trochę zły, bo trudno jest zorganizować: przejazd i hotel na kilka godzin przed wyjazdem, przede wszystkim jednak trzeba zdecydować gdzie się chce pojechać.
O pierwszej w nocy stanęliśmy przed wyborem: Majorka lub Bristol (postanowiliśmy zamknąć się w pięciuset funtach). Wybraliśmy Anglię.

Dziwny jest Bristol. Taki trochę chaotyczny i niezorganizowany. Anglicy lubią bałagan i brak reguł w budownictwie, co doskonale widać w Bristolu. Ma to jednak swój urok. Miasto nie jest nudne i wchodząc z jednej uliczki w drugą, często przeżywa się szok w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Przede wszystkim jest dużo zieleni. Parki są wszędzie. W odróżnieniu od londyńskich są "dziksze" i można w nich znaleźć prawdziwy spokój. Zielone tereny rozciągają się wzdłuż rzeki i wydają się nie mieć końca. Godzinami można iść przed siebie nie spotykając żadnych przypadkowych ludzi.
Jest też dużo terenów "porzuconych", także wyludnionych. Pozostałości po starych fabrykach, nie funkcjonujące już tory kolejowe, żelazne mosty po których już nic nie jeździ...
Z jednej strony masa rdzewiejącego żelastwa drażni, z drugiej zaś, ten bałagan wygląda bardzo ciekawie i z całą pewnością dla artystycznych umysłów jest inspirujący.
Jedną z głównych atrakcji miasta jest Suspension Bridge. Jest to inponujących rozmiarów most wiszący wysoko nad rzeką Avon. Most otwarto w 1864 roku, już po śmierci głównego inżyniera oraz projektanta Isambarda Brunela, od tej pory jest on ozdobą, dumą i symbolem Bristolu.
Wstęp na most dla pieszych jest bezpłatny, pojazdy muszą przejazd opłacić. Zadziwiające jest, że od chwili budowy most nie przechodził żadnego remontu. Przy dzisiejszym partactwie jest to prawie nie do pomyślenia. I jeszcze jedno. Z mostu skoczyły setki osób popełniając samobójstwo. W roku 1998 zainstalowano specjalne bariery, które obniżyły liczbę samobójstw z ośmiu do czterech rocznie. Niesamowite wydaje mi się to, że prosta barierka potrafi powstrzymać zdesperowanego i nieszczęśliwego człowieka od tego strasznego czynu. W takim razie drugi wniosek: jak niewiele trzeba zrobić, żeby uratować człowieka. Warto by czasami rozejrzeć się dookoła. W roku 1985 pod mostem znaleziono martwą córkę piosenkarki Shirley Bassey, której samobójstwo do dzisiaj jest dyskusyjne.
I ciekawostka: w angielszczyźnie południowego zachodu mówi się to jump down The Clifton Bridge - wyrażenie to oznacza skrajną rozpacz i beznadzieję.
 Bristol to również królestwo dla graficiarzy. Banksy najbardziej znany "wandal" graficiarz urodził się niedaleko Bristolu, gdzie można zobaczyć jego "prace" na żywo. Niedaleko "nowego miasta" i "dzielnicy handlowej", w zasadzie pomiędzy nimi, ulice, mury, okna i drzwi budynków pokrywają kolorowe malunki. Niektóre są naprawdę imponujące, dzięki czemu można powiedzieć, że ta część miast na swój sposób jest interesująca.
Piszę to ostrożnie, bo nie mam do końca wyrobionego zdania na ten temat. Z jednej strony nie lubię wandalizmu, z drugiej jeśli widzę coś co zawiera artyzm i talent zachwycam się. Dla mnie sztuka to kreatywność plus talent. Nurty i gusta się zmieniają; rzadko czym bardziej się brzydzę od rutyn i doceniania tego co było kilkaset lat temu. Osobiście lubię zarówno to jak i tamto :)

Na moim blogu publicznym z dni 19-20-21 maja znajduje się więcej spontanicznych notatek z Bristolu. Razem z Kotem bardzo polubiliśmy to miasto i z całą pewnością będziemy chcieli do niego wracać.

BATH

W drodze powrotnej skoczyliśmy jeszcze do okrzyczanego Bath. Piękne miasto z romantycznymi kawiarenkami i niepowtarzalną atmosferą wydało nam się po kilku godzinach nudne.
Pojeździliśmy autobusem dla turystów co było jeszcze nudniejsze od chodzenia, zjedliśmy dobry lunch, obejrzeliśmy katedrę i bez żalu wróciliśmy wieczorem do Londynu.
Wróciliśmy wypoczęci :)





2 komentarze:

  1. Zabawna jest też historia pewnej nastolatki,która dawno dawno temu postanowiła skończyć ze sobą skacząc z tego mostu,miała pecha bo ubrała się w długą odświętną spódnice,która to przy skoku zamieniła się w spadachron.Skończyło się ogólnym połamaniu kończyn górnych i dolnych.Dziewczyna ta przeżyła i żeby było mało dożyła lat póżnej starości.Zmarła w wieku 84 lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. szczęście w nieszczęściu... czy jakoś tak...

    pozdr. AL

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.