niedziela, 6 marca 2011

BLACK SWAN

Poszliśmy wczoraj do kina, żeby zobaczyć „Czarnego Łabędzia”. Miałem ochotę na kolejny film Darrena Aronofsky’ego, którego wszystkie filmy widziałem i który to zauroczył mnie „Requiem dla snu”. Myślałem, że zobacze podobne mroczne arcydzieło.

Pierwszoplanowa historia jest prosta. Nina, dobrze zapowiadająca się baletnica ma szansę zatańczyć główną rolę w „Jezioro Łabędzie”. Jej technika jest perfekcyjna, jednak nie potrafi wydobyć z siebie „demonicznej” strony, potrzebnej do roli. To wzbudza wątpliwości Thomasa – reżysera przedstawienia – który jednak po namyśle daje jej rolę lecz także wybiera zastępstwo (na wszelki wypadek).

Pomiędzy kobietami wytwarza się toksyczna więź.

Jak toksyczna tego nie wiemy. Oglądając film nie jesteśmy pewni co jest prawdą a co wymysłem opętanej żądzą perfekcyjności młodej tancerki. Widząc kolejne poplątane sceny przypomniała mi się „Drabina Jakubowa”, która jednak, w przeciwieństwie do „Czarnego Łabędzia” trzymała w napięciu.

Film, mimo zamiarów nie trzyma napięcia. Jest nudny. Pojawia się kilka tradycyjnych niczym nie uzasadnionych scen „do podskoku”, kiedy to na przykład matka wychodzi z ciemności a muzyka robi bum i wszyscy skaczą. Poza tymi „strachami” nic nie podkręca atmosfery. Po godzinie zauważyłem światełka w kinie. Widzowie sprawdzali godzinę. W ostatnich dwudziestu minutach myślałem tylko o tym, że boli mnie tyłek od siedzenia.

Wiem wiem. Oskar i dobre recenzje. Ja jednak nie daję nabrać się na to co piszą zawodowcy. Dobrą prasę można kupić albo zmanipulować, tym bardziej nie wypada oficjalnie napisać źle o filmie, który dostał Oscara.

Poczytałem jednak opinie użytkowników. Na sto przeczytanych, 87 było negatywnych. Po raz pierwszy nie jestem w mniejszości. Filmu polecam tylko tym, którzy myślą, że jak nie wiadomo o co chodzi to musi być głębokie.

1 komentarz:

  1. nie zgadzam się z tobą. Mnie film bardzo poruszył. Requiem dla smu jest lepsze, mocniejsze, ale Łabędź jest "ładniejszy", bardziej nastrojowy, bajkowy... wizje są bardziej plastyczne,a przemiana bohatera bardziej wielowątkowa, niejednoznaczna... w requiem nie mamy konfliktu, mamy nałogi i postępującą ciągłą degrengoladę ciała i ducha, a w Łabędziu, mamy procez z różnymi zrywami i koniec z niespodzianką w tle... taka mała alegoria (zabicie Mili)... no, jednym słowem... super ... Mnie nie powaliło na kolana, ale wyszłam poruszona i zaaferowana... a na drugi dzień mieliśmy niezłą dyskusję w pracy, kto jak go odebrał...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.