Wczoraj wieczorem, zaraz po kawie miałem iść na uczelnię ale po rozmowie z Kotem poczułem, że coś jest nie tak. Pojechałem do domu i zobaczyłem Marcina na kanapie. Patrzył na mnie jakoś inaczej ale dalej twierdził, że wszystko jest ok. Jesteśmy ze sobą zbyt długo, żeby takie rzeczy przeszły niezauważone.
Zmierzyłem mu temperaturę. 37,8°C. Super. Nic nie gotowałem, zamówiłem pizze. Muszę przyznać, że bardzo źle znoszę choroby Marcina. Jestem przewrażliwiony na Jego punkcie; wiadomo to nie od dziś.
Po kolacji i filmie zagoniłem o do łóżka. Pół godziny później sprawdziłem co u Niego. Spał ale był tak mokry, że musiałem go przebierać. Do drugiej w nocy przebierałem go czterokrotnie.
Rano wszystko wróciło do normy. Najprawdopodobniej temperatura była efektem ubocznym po ostatniej szczepionce.
No nic. Zrobiłem śniadanie. Zjedliśmy, pogadaliśmy a teraz zabieram się za sprzątanie. Muszę poprać te wszystkie mokre podkoszulki i pościel chyba. "Życie... "
PS. I chyba się muszę w końcu ogolić.
ależ Ty jesteś troskliwy Frykasku :) Kot to ma szczęście - piękna miłość!
OdpowiedzUsuń