wtorek, 28 listopada 2006

MAMA W LONDYNIE I OSTATNI DZIEŃ


Pobyt mamy dobiegal konca. Nerwowo starajac sie wykorzystac pozostaly czas, biegalismy po miescie, zwiedzajac tyle ile sie dalo. Nawet nie zauwazylem jak ledwo szla, blada i wykonczona, nie przyznajac sie ze ma dosyc.


Ostatni wieczor byl pelen nerwow, slownych przepychanek, jakis pradawnych wyrzutow z czasow mojego dziecinstwa... i choc staralismy sie opanowywac, nie do konca sie to nam udalo. W koncu dowiedzialem sie ze moj bezgranicznie beznadziejny ojciec, ne zalatwil Jej transportu z lotniska do domu i Mama, skazana na sama siebie musiala sobie radzic. Wscieklem sie, krzyczalem, w koncu poklocilem sie z Nia o byle co i siedzac pozniej na piwie, prawie nie rozmawialismy.
Nalozone klopoty z pracy, zmeczenie zwiazane z pobytem Mamy, brak snu i wscieklosc na ojca zebrane do jednego kubla, zrobily ze mnie klebek nerwow, co odbilo sie na wszystkim.
Zal mi mamy. Zal mi tego ze musi ciezko pracowac za marne grosze bo nieudacznik, jakim jest moj ojciec przez cale zycie wysysal z niej soki. Przykro mi ze Mama byla tu tylko piec dni, ze gdy w koncu usmiech zaczal sie pojawiac na Jej twarzy, musiala wyjechac. Wstydze sie za swojego ojca i nie jestem w stanie czuc do niego innych uczuc procz obrzydzenia.Mama zaslugiwala i zasluguje na inne zycie. Oby jak najszybciej byla wolna od swojej despotycznej matki i meza, ktorzy to zabili Jej usmiech juz dawno temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.