piątek, 8 grudnia 2006

Plany

Snuje plany dlugoterminowe…
Niczego sobie oczywiscie nie obiecuje niczego tez nie zakladam; nie mowie rowniez „na pewno” bo byloby to glupie. Ale…
ostatnio duzo mysle o tym co ma dla mnie znaczenie i o tym jak moje zycie powinno wygladac. Jestem tym szczesciarzem ktory zyje tak jak chce, przynajmniej tak bylo do tej pory.
Wyszalalem sie, mialem wiecej facetow niz miesci duzy supermarket w przedswiatecznej goraczce, mieszkalem w kilkudziesieciu miastach, dzieki czemu nauczylem sie wielu rzeczy i stalem sie jak najbardziej niezalezny.
Wydalem swoje wiersze, napisalem kilka ksiazek i dramatow, z czego niektore znalazly sie na deskach teatru.
Okrzyczany zostalem geniuszem i nowym odkryciem, jak rowniez zdrajca, beztalenciem lub oszustem.
Nawiazalem mnostwo interesujacych znajomosci oraz stalem sie wrogiem numer jeden dla niektorych jednostek, ktore bezsilnie probuja mnie oczerniac, wypisujac niesamowite rzeczy o mnie w gazetach lub internecie.
Mialem jedna „psychotroniczna” zone, ktora usunela moje dziecko, druga „bogata i madra”, ktora przeszla ze mna „krzyz panski”, trzech facetow z ktorych najbardziej kochalem pierwszego…
Doswiadczylem biedy (najwiekszej we Francji gdzie przez kilka dni jadlem jeden i ten sam bochenek tostowego chleba popijajac woda) i bogactwa (kiedy wydawalem kilkumiesieczna pensje na jedna kolacje nie bedac glodnym), nigdy jednak nie pograzylem sie w monotonii.
Zwiedzilem pol swiata az w koncu stwierdzilem ze wszedzie jest tak samo, a wszystko zalezy od stanu umyslu, dlatego wybralem wzglednie bogaty i latwy do zycia kraj, zeby moc zyc godnie, latwo i przyjemnie.
W chwili obecnej niczego mi nie brakuje. Zasadzilem drzewo (wiele nawet), splodzilem syna (niestety nie dane bylo mu mnie zobaczyc) ale nie wybudowalem domu i tego pewnie nigdy nie zrobie bo najmniej zalezy mi na materialnej stronie zycia, ktore pociaga za soba wymuszona stabilizacje, ktora nie jest dla mnie atrakcyjna.
Ale ja o planach, niezobowiazujacych planach mialem pisac…
Chcialbym wypoczac. Przypomnial mi sie piekny i nostalgiczny film „Pozegnanie z Afryka”, ktory kojarzy mi sie ze szczesciem osiaganym przez spokoj i bezruch, co, jesli osiagne, bedzie dla mnie czyms nowym.
Jesli wszystko pojdzie po mojej mysli i w przeciagu roku zalatwie rzeczy formalne zwiazane z zapewnieniem sobie bezpieczenstwa tutaj, pojade na wakacje. Zrobie wszystko zeby ten cel osiagnac (nie jest to kwestia finansowa; bardziej mentalna, uczuciowa, emocjonalna, powiazana z Marcinem i Jego planami oczywiscie; na szczescie nasze plany jak najbardziej sa spojne).
Chcemy wiec jechac na wakacje. Ja wezme ze soba Marcina:), tuzin plocien, farby i pedzle oraz laptopa na ktorym bede mogl pisac ksiazke, chodzaca mi po glowie.
Na wakacje pojedziemy do Azji albo Ameryki Poludniwej.
Bedziemy zdani tylko na siebie i nie nawiazujac zadnych znajomosci bedziemy chlonac kazda chwile… marzy mi sie malo zaludniony zakatek, domek ze skrzypiaca podloga i wieczne cieplo.
Tak niewiele trzeba zeby ten cel osiagnac… tylko kilka spraw, ktore jednak wymagaja czasu oraz kilku listow i spotkan.
No i najwazniejsze. Chcemy jechac minimum na rok…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.