
Emocje, których doświadczaliśmy były na tyle silne, że nie da się ich opisać słowami, bo jak niby opowiedzieć o wymiotowywaniu ze strachu, płaczu i bolesnej, długotrwałej bezsenności oraz nawale myśli, który wysysał każdą pozytywną energię jaka pojawiała się w głowie?
Nieopisywalna jest również wdzięczność, którą czujemy dla przyjaciół i rodziny, którzy zrobili więcej niż od ludzi można wymagać, w końcu nie umiem określić słowami złośliwości ludzkiej i bałaganu panującego w państwie naszego urodzenia.
Muszę zacząć od roku 1999, kiedy to Marcin, wziął dla kogoś pralkę na raty, podpisując się swoim imieniem i nazwiskiem. Jak się później okazało nikt rat nie spłacał. Marcin żył w Londynie w słodkiej nieświadomości tego co wydarzało się w Polsce i tak mijały lata.W roku 2006 Sąd w Koszalinie wydał wyrok 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat za wyłudzenie mienia oraz grzywnę i nakaz zadośćuczynienia finansowego.
Nikt o tym jednak nie poinformował skazanego.
Firma windykacyjna rozłożyła na raty zadłużenie, wysłała wszystkie pisma na adres Kota w Polsce i w taki sposób plik dokumentów trafił w ręce mamy Marcina, która niestety bez informowania nas o sprawie, stwierdziła że skoro „syn niewinnym jest i pralka nie dla niego była” to listy wyrzuci.
W zeszły piątek, z okazji Jej urodzin, postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę i pojawiliśmy się na lotnisku w Gdańsku. Marcin został zatrzymany i potraktowany jak pies. Skuto Go, uniemożliwiono kontakt ze mną bo w świetle prawa państwa polskiego nie jesteśmy rodziną, zabrano wszystko co miał oraz zniszczono ubrania rozcinając je w poszukiwaniu niewiadomo czego.
Ubłagałem strażnika kontroli granicznej żeby umożliwił nam choć minutowy kontakt. Poszedł mi na rękę, w zamian za co Marcin musiał skłamać i podpisać jakieś dokumenty stwierdzające że nie ma żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o kontrolę. Na koniec usłyszałem żebym czasem nie próbował kontaktować się z moim mężem bo „jak ktoś dowie się że jest pedałkiem, to zmuszą go do samobójstwa albo przynajmniej zagnębią”.
Dzięki Grzegorzowi i Karolinie dotarłem do jednego z najlepszych prawników, niestety także ceniącego swoje umiejętności. Nie miał On jednak wpływu na wiele rzeczy, szczególnie na to jak Marcin będzie traktowany w więzieniu. Był weekend i nikt nie miał żadnych wieści z aresztu, czekaliśmy poniedziałku, który wydawało się że nie nastąpi.
Oprócz honorarium dla prawnika, musiałem zdobyć pieniądze przekraczające nasze możliwości finansowe najprawdopodobniej na łapówki różnego rodzaju. Polska jest krajem, gdzie za wszystko trzeba płacić, nawet pani na poczcie, która może coś przyspieszyć lub złośliwie opóźnić.
Kilkadziesiąt tysięcy miało załatwić sprawę.
Ponieważ Marcin był aresztowany w celu odsiedzenia prawomocnego wyroku, wezwano go na salę, przedstawiono zarzuty i poinformowano że zostanie przewieziony do więzienia w Koszalinie. Ja udałem się do koszalińskiego sądu z Grzegorzem i prawnikiem i dzięki umiejętnościom tego ostatniego „wykupiłem” ułaskawienie, które natychmiast zostało wysłane faksem do aresztu.
Naczelnik jednak nie był skłonny wypuścić ułaskawionego, powiedział że zrobi to tylko wtedy gdy dojdzie list z „czerwonymi pieczątkami”. Pracujący w tamtym miejscu ludzie, bawiąc się nieszczęściem ludzkim utrudniali życie osadzonym jak tylko mogli.
Nie dostarczyli na przykład wysłanych przeze mnie pieniędzy, żeby mógł zakupić coś do picia, nie pozwolili dostarczyć środków czystości, nie informowali go że niebawem wyjdzie tylko robili mu spotkania, na których dowiadywał się o jakiś koszmarnych planach naczelnika.
W końcu dzięki kolejnym łapówkom dostał mój numer telefonu. Rozmowa była modulowana i ucięta tak żebyśmy za dużo sobie nie powiedzieli, zdąrzyłem tylko krzyknąć że zapłaciłem za ułaskawienie. Marcin dostał histerii tam, ja na zewnątrz. Poszedłem pić i piłem prawie do upadłego.
Czekaliśmy na list, który miał dotrzeć następnego dnia, niestety mijały dni i list nie dochodził. Okazało się że sortownie listów są przeciążone, listy giną lub idą wolniej. Wiedziałem też że skoro to pismo jest tak pożądane, być może ktoś je przetrzymuje w celu wyłudzenia kolejnej łapówki.
Znów trzeba było uruchamiać dziesiątki znajomości, zaprzyjaźnione lub opłacone Panie i Panowie z sortowni informowali gdzie znajduje się list i nagle zniknął w Pruszczu Gdańskim.
Dowiedziałem się że sądy nie wydają duplikatów i gdy list zaginie, Marcin może spędzić w areszcie nieokreślony czas, ja natomiast mogę co najwyżej oskarżyć Państwo Polskie, co oczywiście uczynię.
Dochodzące do mnie informacje były coraz gorsze. I gdy już żegnałem nadzieję z siedem trzecia zadzwoniła moja mama i wykrzyczała:
- Jest list. Fryderyk zadzwoń do prawnika żeby zatrzymał tych ludzi w administracji, bo jak nie to będzie musiał zostać w tym strasznym miejscu kolejny tydzień.
Biegnąc na pociąg rozmawiałem z prawnikiem, moja mama przekonała kobietę z poczty żeby wysłała specjalnego kuriera. Zrobiła to i list doszedł o 15.01. Ktoś się zgodził przyjąć go do piątkowej poczty i godzinę później zobaczyłem mojego Kota. Był blady jak ściana i dużo chudszy niż wcześniej. W tamtej chwili wszystko na świecie przestało mieć znaczenie.
Kocham Go bardziej niż kogokolwiek na świecie i żadna sytuacja tego nie zmieni. I choć wiem że odchoruję tę sytuację bo fizycznie czuję się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej, nie ma większego dla mnie szczęścia od widzenia Go tutaj, kilka tysięcy metrów nad morzem, uśmiechniętego i spokojnego.Uratowałem Go i tylko to się liczy.
Nie wiem jak mogę wyrazić wdzięczność osobom, którzy nam pomogli.
Na początek chciałbym z całego serca podziękować: mojej Mamie, Iksusi i jej Mamie, Grzegorzowi i Jego Mamie oraz Leszkowi za to że zrobili więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
Przepraszam za miliony sekund, w których napięcie było tak straszne że płakaliśmy z bezsilności, oraz za wszystkie te chwile, które straciliśmy chorując z nerwów.
Jesteśmy Wam wdzięczni Kochani.
Dziękuję też Mamie Marcina, za to że zrobiła tyle ile mogła, co powinno być czymś normalnym dla matki.
Dokonaliśmy cudu i uratowaliśmy życie człowieka, który dzięki swojej naiwności, mając jeszcze „naście” lat zrobił głupią rzecz, której konsekwencje mogłyby zniszczyć przynajmniej dwa istnienia ludzkie...
Jesteśmy Wam wdzięczni całym sercem.
niezmiernie sie ciesze ze cała historia zakończyła sie pomyślnie, pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńNo i sie poryczalam chlopaki...Nie mam slow na Polska glupote, zawisc, chytrosc, bezczelnosc...wszystkie negatywne przymiotniki pasuja tutaj jak ulal! Ciesze sie bardzo ze wszyskto skonczylo sie pomyslnie, ze sie nie daliscie "Polaczkom", no i ze jestescie znowu razem!!! Mimo, ze Was chlopaki nie znam, no moze tylko tyle co przeczytalam na Waszym blogu :) (trafilam do Was przez Iksusi blog), ale przez ten caly czas wysylalam cieple, pozytywne mysli...Pozdrawiam, Agnieszka
OdpowiedzUsuńTo się nadaje do Trybunału w Strassbourgu! To skandal! Jestem oburzony głupotą urzędniczą tego kraju! A tym którzy nie spłacali kredytu życze tego samego!
OdpowiedzUsuńredcat
masakra:| ta historia normalnie jak z filmu , kochani cieszę się razem z Wami , że ta historia się dobrze skończyła :)
OdpowiedzUsuńNo cóż - dobrze, że wszystko się pozytywnie skończyło. Być razem to przecież najważniejsze. I nieważne za jaką cenę. Mam też nadzieję, że nie daliście się za bardzo ponieść emocjom - trzeba zawsze odnajdywać równowagę. Nawet w tych najgorszych chwilach.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc i tak nie trafiliście najgorzej - w Kanadzie podejrzanych traktują paralizatorami a w Stanach posuwają się do wyjątkowo brutalnego bicia, więc kilka podartych ubrań, to naprawdę niewielka sprawa. Tak na marginesie - polską kontrolę graniczną obowiązują prawa międzynarodowe, takie same jak w Anglii więc jestem pewien, że gdybyście mieli wyrok w GB, to potraktowaliby Was tak samo ;).
Fryku i Kotku - nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego wszystkiego i tego co czuliście...jest mi okropnie, że musieliście przeżyć taki koszmar a jedyne co teraz mogę powiedzieć to że cieszę się bardzooooooooooo, że to się skończyło i że jesteście razem - bezpieczni choć po tak okropnych przejściach. Bardzo się denerwowałam o Was
OdpowiedzUsuńmam Was w sercu cały czas
ściskam mocno
Sylwia
Grunt, że wszystko się już skończyło.
OdpowiedzUsuńJak się to czyta to otwiera się przysłowiowy "nóż w kieszeni". Takie sytuacje mogą się zdarzyć tylko w Polsce. Całe szczęście, że skończyło się dobrze. Kosztowało to Was dużo nerwów i zdrowia, dlatego trzymajcie się ciepło. Jestem całym serduchem z Wami i cieszę się, że już jesteście bezpieczni, cali i razem ze sobą!
OdpowiedzUsuńCiarki mam na calym ciele. Boze, co zescie przezyli... Cale szczescie, ze ta historia zakonczyla sie pomyslnie... Odpocznijcie sobie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam chlopaki
Witam. Nie znam Was, czasami zaglądałem na Wasz blog, znając go z bloga Ixusi. Przede wszystkim budującym faktem, wynikającym z całej waszej historii jest to, że można liczyć na innych, którzy bezinteresownie poświęcają swój czas, energię, emocje i nerwy, po po prostu być z kimś w ciężkiej chwili, pomóc mu. Ciężko komentować całe zajście bez użycia ostrych słów, poza tym nie powiedziałbym nic, co nie kołacze się zapewnie z wściekłością w głowie każdego, kto przeczytał Wasz ostatni post. Uderzyła mnei inna rzecz - uniemożliwienie kontaktu i nieludzkie traktowanie z powodu bycia gejem. Sam jestem gejem i nie wyobrażam sobie sytuacji,w której fakt, dzięki któremu jestem z najwspanialszym człowiekiem, jednocześnie wiąże mi ręce, gdy chcę być z nim blisko w trudnej chwili. Fryderyku - ta bezradność... nawet nie umiem domyślać się, co czułeś. Marcinie - ciągła niewiedza i niepewność... koszmar. Strach myśleć, ale nie chodzi o nietolerancję (w końcu każdy może kogoś/czegoś nie toleraować), lecz o brak elementarnego szacunku wobec drugiego człowieka. Cieszę się jednocześnie, że już jesteście daleko od tego miejsca, w którym nie pozwala się człowiekowi żyć tak, jak on pragnie, lecz nagina się jego charakter i każde dostosować do norm wypaczonej, płytkiej i fałszywej pseudomoralności maluczkich. Pozdrawiam Was serdecznie, życząc szczęscia i spokoju, gratulując też tak wspaniałych przyjaciół. 3mcie sie ciepło:)
OdpowiedzUsuńKoszmar!!!
OdpowiedzUsuńNa szczęście już za Wami!!!
Chyba dużo czasu będzie musiało minąć, żebyście znów chcieli zawitać do tego "cudownego" kraju?
Trzymajcie się dzielnie i zdrowo.
I oby już nigdy tak dramatyczne chwile Was nie spotykały.
matko kochana, aż mnie zmroziło, niczym scenariusz jakiegoś filmu. Ściskam mocno i ślę dużo słoneczka...
OdpowiedzUsuńtak się cieszę że wszystko już jest ok :)
OdpowiedzUsuńwitajcie. A to polska właśnie. Aż wstyd być polakiem. Mamy XXI wiek na świecie, a w polsce jeszcze średniowiecze. Ciesze się, że już się wszystko ułożyło. Trzymajcie się ciepło. pozdrawiam www.adsum.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńKronos
co za historia, przykro mi, ze macie takie przezycia. ciesze sie, ze jestescie juz razem! Weronika z Wiednia
OdpowiedzUsuńHmmm,rzeczywiście przeżycia straszne,a nasz kraj jest jaki jest,nie wszyscy muszą być przecież tolerancyjni?ja np.czytam Was regularnie,bo lubię i ogolnie nie intreresuje mnie kto i co...ale czasem trudno mi być do końca tolerancyjną w pewnych kwestiach,ciągle się uczę...a jeszcze co do histori to mama chyba jednak zawaliła,bo jakby ta poczta wracała do nadawcy być może historia potoczyła by się inaczej??pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdzięki za słowa, e-maile, wiadomości itd.
OdpowiedzUsuńpostanowiłem sobie nie odpuszczać, bo to nie zgodne z moją naturą.
Zaskarżymy PL... ech ten mój waleczny charakterek
Uffffffffffffffffffffff, nawet sobie nie chce wyobrazac co takiego musieliscie przez ten czas przechodzic. :-( Chyba najgorsze bylo czytac nie o tym, ze polski system prawny i wszystkie te urzędy to totalna porazka, ze stwarzano Wam tyle przeszkod, ale o tym, ze zostaliscie w taki sposob ze soba rozdzieleni i musieliscie osobno przezywac to wszystko.
OdpowiedzUsuńNie wyobrazam sobie tego co musiales czuc, nawet ze miales wsparcie bliskich Ci osob, ale jeszcze trudniej jest mi sobie wyobrazic co musial czuc Marcin.
Zycze Wam, zebyscie jak najszybciej podniesli sie po tym wszystkim i otrzesli sie z tego koszmaru. Duzo dobrego!
pozdrawiam
Zlociutki
Gdyby mama probowala wyjasnic sprawe wczesniej nie doszloby do takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńSprobujcie zbagatelizowac cos takiego w Anglii to zobaczycie jak Was potraktuja.
I choc rozumiem,ze nie bylo to przyjemne to mozecie mi wierzyc,ze sa na swiecie gorsze tragedie.
Utulam chłopaki mocno mocno.....Kocura ugłaskowuję a Tobie buziak w czółko. Walcz z debilnymi urzędami, wspieram.
OdpowiedzUsuńZa dobrze znam ten cały burdel. Nie odpuszczam z ZUSem, wznowiłam swoją sprawę :D