środa, 5 maja 2010

CAMBRIDGE

Byliśmy dzisiaj w Cambridge - mieście uniwersytetów.
Małe to miasto, zupełnie pozbawione hałasu.Chyba wszyscy mieszkańcy posiadają rowery.
Przed dworcem kolejowym tysiące rowerów zrobiły na nas wrażenie.
Jest ich więcej niż w Oxfordzie, gdzie chyba też każdy posiada jednoślada.
Wszędzie jest blisko i raczej nie ma potrzeby korzystania z autobusów.
Zresztą chodzenie na nogach ma tam wiele zalet, z których największą
jest możliwość zaglądania poza bramy i zwiedzanie kolejnych szkół.
Całe centrum składa się z uroczych kawiarenek i małych restauracji,
setek szkół ukrytych za solidnej wielkości murami i kościołów.
Oczywiście wszędzie stoją zaparkowane rowery.
Poniżej przedstawieni panowie naciągnęli nas na rejs gondolą po kanałach.
Zgodziliśmy się od razu, bo po pierwsze naciągacze byli przystojni,
po drugie chcieliśmy zobaczyć wszystkie szkoły od drugiej strony.
Pomysł okazał się "strzałem w dziesiątkę".
Przewodnik opowiadał o każdym uniwersytecie, znał się na rzeczy,
był miły, słodki i zabawny. Na dodatek widoki zapierały dech w piersiach.







Pierwsza z majowych wycieczek udała nam się zupełnie.
Jedynym minusem był absolutny brak pubów, gdzie po dniu pełnym wrażeń,
moglibyśmy napić się chłodnego piwa.
Gay puby i kluby otwarte są tylko w soboty albo bardzo późno,
zwyczajne knajpki świeciły pustkami i nie zachęcały do wejścia.
Dziwne to zjawisko w typowo studenckim mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.