Wstaliśmy po południu. Siedzieliśmy przy kolacji do rana.
Ja od kilku dni cierpię na zgagę, w okresie świątecznym,
muszę brać ranigast i rennie, bo mój żółądek nie lubi miksów.
.
Anyway - dzisiejsze śniadanie jedliśmy z mamą.
Była z nami wirtualnie ale zawsze to lepiej niż wcale.
Była z nami wirtualnie ale zawsze to lepiej niż wcale.
Za kilka lat pewnie będzie można się dotknąć a i może
smaki i zapachy poczuć. Technika idzie do przodu.
Donosiłem herbatę. Następnym razem zaparzymy sobie kocioł.
Zaoszczędzimy sobie chodzenia. Marzy mi się taki staroruski
samowar (tak się to nazywa?) do czaju. Muszę koniecznie kupić.
samowar (tak się to nazywa?) do czaju. Muszę koniecznie kupić.
A tak na marginesie, zauważyłem, że Marcin już od dłuższego
czasu przymierza się do kapeluszy. Muszę mu kupić taki wielki
z kwiatami. Będzie jak znalazł jak pójdziemy wynudzić się na
mecz polo. Ostatnim razem dyskutowaliśmy o kapeluszach właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.