wtorek, 6 grudnia 2011

Grudzień

Już grudzień! W sumie daty nie mają dla mnie większego znaczenia, zwracam na nie uwagę, żeby ogarnąć się nieco i podsumować to czego dokonujemy. Koniec roku to dobry moment na podsumowania (muszę się za to niebawem zabrać).
Rok 2011 jak do tej pory był kolejnym bardzo kreatywnym czasem; 2012 zapowiada się o wiele intensywniej.

Zawodowo świetnie; najważniejsze, że uniezależniłem się od innych. Odkąd pozbyłem się managera, wiele drzwi stanęło otworem i wszystko zaczęło działać zgodnie z moimi oczekiwaniami. 
Liczne wystawy zakończone sukcesem to jedno a kolejny, świetnie przyjęty tomik wierszy to drugie. Wypada powiedzieć o trzecim. Moje rzeźby ujrzały światło dzienne i to uważam za jedną z najważniejszych rzeczy w tym roku.

Z Marcinem docieraliśmy się mocno. Myślę, że niektórzy nazywają to "kryzysem"; nie było źle, po prostu każdy z nas znaczył swoje terytorium, szanując jednak opinie drugiego. Kot to fantastyczny człowiek i bardzo Go kocham (może nawet bardziej teraz, bo go znam jak siebie). On mnie też kocha, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. 

Wracając do spraw zawodowych, na początku lutego wychodzi moja książka "26 obraz" a w styczniu pierwszy numer kulturalnej gazety polonijnej, którą będziemy wydawali z wieloma przyjaciółmi. Kto teraz nie pomoże nie załapie się nawet na okruszki, to moja zasada, którą stosuję z powodzeniem od lat.
Zresztą jak co roku, trochę czystek zrobiliśmy. Nie ma w tym nic niezwykłego, jak już kiedyś napisałem na 10 poznanych ludzi, dwóch jest do zniesienia. I jak z tych dwójek uzbiera się kolejna dziesiątka, po odrzuceniu ośmiu nawiązuje się głębsze kontakty z tymi co zjedzą z nami beczkę soli. 
Ja nie udaję i nie gram kogoś innego. Takich też ludzi szukamy i takich znaleźliśmy w tym roku. Pod względem znajdywania fantastycznych ludzi, ten rok był najbardziej urodzajnym w naszym życiu. A chwasty powyrywane.

Mam dobry humor. Ostatnio często. Odkryłem jednak, że lubię być sam. Najczęściej uśmiecham się i podśpiewuję sobie gdy nikogo przy mnie nie ma. Kot jest neutralny, nie zakłóca mojej przestrzeni. Inni - zależy od dnia.
Bo ten ostatni tomik "Wypominki i Wspominki" był takim rozliczeniem. Dużo żalu tam przelałem, jeszcze czasami coś mną targa ale już (jak to mój Lama mówi) wiedzę "tyłki potworów a nie ich pyski. Znaczy, że odchodzą".

Za pół godziny jadę na uczelnię pisać egzamin. Jestem chory, mam niewielką gorączkę i trudno mi się skoncentrować. Ale przecież z punktu widzenia wieczności, jakie to ma znaczenie? Dlatego też w ogóle się tym nie przejmuję.

A i jeszcze jedno. Obaj z Kotem schudliśmy 44 kilo, mniej więcej po 22 każdy za nas. To rezultat pięciomiesięcznej diety, którą nadal, już w stopniu łagodniejszym kontynuujemy.

4 komentarze:

  1. Po 22 kilo i nadal wam mało odchudzania? Przecież obaj wyglądacie OK.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś bardzo miły. Dziękuję ale efekt trzeba utrwalić. Nie jest to już wcale trudne, po takiej długotrwałej głodówce łatwo się opanować.
    Ja na przykład jak zjem jabłko to kilka godzin czuję się pełen, kiedyś jabłko było przegryzką pomiędzy :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Przestańcie się odchudzać, bo niedługo w ogóle znikniecie!! :D. Kuruj się chłopaku, kuruj, bo pogoda mocno średnia! I chociaż lekami się czasem sam wspomagam, to jednak dziś, mimo, że jestem zdrów jak ryba, zainspirowałem się zdjęciem z fb i zrobiłem sobie mleko z miodem i masłem (bez czosnku :P). O raaaany... smak dzieciństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fryku wspaniale, że tyle dobrego i ciekawego się wydarzyło! Trzymam mocno kciuki za kolejne inspiracje i wydarzenia :) Ach zazdroszczę Wam tego chudnięcia, ja jestem na etapie pożerania wszystkiego :( całusy

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.