Po szkole poszlismy do Escape. Pilem cole z lodem i cytryna, Marcin piwo ( coz za dziwny zbieg okolicznosci - ale sprawdzalem czy moje uczulenie, stwierdzone przez lekarza, nie dotyczy alkoholu).
Rozmawialismy o swietach i wspolnych planach z nimi zwiazanych, ograniczajac sie do terytorium UK bo moj chlopak jest tu tak dlugo ze jego paszport stracil waznosc i w chwili obecnej nie ma ani brytyjskiego ani polskiego dokumentu pozwalajacego opuscic terytorium kraju.
Postanowilismy pojechac na jakas mala wyspe, gdzie bedziemy cakliem sami z dala od halasu, zgielku i nadmiaru ludzi. Bedzie to albo Ilse of Man, albo Arran, z czego to drugie bardziej mi odpowiada.
Jest tam mnostwo ruin starych zamkow i przyroda zapierajaca dech w piersiach. W mojej romantycznej naturze odzywaja sie dawno zapomniane potrzeby obcowania z przeszloscia.
Poczulem cos silnego. Jeszcze nie wiem co to jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.