niedziela, 24 grudnia 2006

Wigilia

Czas zatoczyl kolo. Kolejna Wigilia nadeszla tak niespodziewanie jak poprzednie i choc bardzo staralem sie „lapac” rzeczy, ktore kojarza mi sie ze swietami, nie zdolalem poczuc „magii swiat”, jak to mialo miejsce gdy bylem dzieckiem.
Siedzimy u nas, w malym pokoju na podaszu; „u nas” bo przeprowadzilem sie do Marcina, szybciej niz planowalem; predzej… bo musialem. Obaj tego chcielismy ale mnie przeszkadza fakt ze stalo sie to automatycznie, z pominieciem mojej woli i wyboru.
Jest dobrze, lepiej niz przypuszczalem gdy Go poznalem. Nie spodziewalem sie ze bedziemy odbierac na tej samej czestotliwosci, i chociaz juz od pierwszej chwili wiedzialem ze bedziemy razem, to nie marzylem nawet ze bedzie to tak intensywne.
Nastaly swieta. Dla mnie nic nie oznaczajace dni, do ktorych lubie wracac ze wzgledu na przeszlosc, kojarzaca mi sie z bezpieczenstwem, ktore bezpowrotnie utracilem wraz z ukonczeniem pietnastego roku zycia. Przed tym okresem nie musialem sie o siebie troszczyc i wszystko dostawalem na tacy. Byl Dziadek, ktory trzymal nasza najblizsza rodzine w ryzach i powodowal ze stosunki miedzy nami byly cieple. Byla choinka, prezenty i cos unikalnego co umarlo wraz z Nim. Gdy odszedl, Babcia doprowadzila do pelnego rozpadu wszystkiego co kojarzylo mi sie z bezpieczenstwem. I tak juz zostalo.
Ja doroslem. Nie teraz a wiele lat temu. Nie potrafilem odtworzyc magii, ktora zapamietalem z najmlodszych lat; przestalem wiec szukac substytutow i zaczalem swieta ignorowac, zachowujac w pamieci minione jak skarb, ktorego nikt nie potrafi mi odebrac.
Spedzamy wiec ten czas inaczej. Wczoraj pojechalismy na zakupy i ledwo wrocilismy do domu. Dobrze ze nasze rece nie maja zdolnosci do rozciagania sie bo chodzilbym na czterech lapach. Wieczorem zrobilismy sushi i popijajac bialym winem doprowadzilismy sie do stanu w ktorym trudno bylo wykonywac jakiekolwiek ruchy, ogladalismy wiec wypozyczone filmy przygwozdzeni do lozka naszymi przeciazonymi zoladkami.
Dzis odbeda sie zajecia praktyczno-techniczne w kuchni. Planujemy zrobic salatki, moze barszcz i pierogi z kapusta i grzybami. Nie zastawimy calego stolu, tylko zjemy normalna kolacje, na ktora zaprosilismy Anete. Potem robimy sobie seans filmowy, przy ktorym bedziemy obzerac sie polskimi slodyczami jakie wczoraj znalezlismy w lokalnym sklepie.
I tyle. Mamy zamiar spedzic swieta tylko ze soba, a potem proza zycia zmusi mnie do natychmiastowego ozywienia i szukania nowej pracy.
Slodkich i pieknych chwil dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.