środa, 20 grudnia 2006

Znaliśmy się już kiedyś

Budzik zadzwonil o szostej. Marcin spal a za oknem panowala nieprzyjemna ciemnosc. Dzwignalem sie na lozku z zamiarem pojscia do lazienki, jednak w tej samej chwili zrozumialem ze do pracy po prostu isc mi sie nie chce.
Po chwili obudzil sie moj narzeczony i zmienionym glosem oznajmil mi ze jest chory. Tak wiec po wykonaniu koniecznych telefonow zostalismy w lozku, raczac sie na wzajem slodyczami i rutinoscorbinem.
Caly piatek spedzilismy w domu, nie spieszac sie nigdzie i do niczego sie nie zmuszajac. Duzo jedlismy, bo ostatnimi czasy realizuje sie w kuchni, gotujac smaczne obiadki. Powinnismy jednak uwazac z tego typu rozrywkami, poniewaz brzuchy nam rosna i niedlugo nie bedziemy w stanie sie do siebie przytulac. Ja osobiscie waze wiecej niz kiedykolwiek i choc kazdy mowi ze jest to mile dla oka, wole powrocic do wygladu pomiedzy asceta a rycerzem.
Sobote spedzilismy takze razem. Marcin musial wyskoczyc do pracy na dwie godziny a ja w tym czasie, zamiast zaglebiajac sie w ksiazkach, postanowilem pobawic sie w monarche, rozbudowujacego swoje miasta. Budowalem wiec farmy, udoskonalalem swoje metropolie i podbijalem sasiednie tereny…
Tesknilem za nim; zawsze tesknie nawet gdy wiem ze zobacze go za chwile. Lubie gdy jest bardzo blisko, na wyciagniecie reki bo sama swiadomosc Jego jestestwa nie wystarcza mi w ogole. Lubie gdy mnie dotyka, lubie dotykac Jego i uwielbiam slyszec gdy jeczy nad lub pode mna. Nie moge juz mieszkac osobno, nie potrafie spac sam i zadowalac sie myslami.
„Nie wiem czy ci mowilem, ale kiedys, bardzo dawno temu obiecalem Ci ze cie odnajde. Nie powiedzialem kiedy bo sam nie wiedzialem” – powiedzial mi wczoraj. A ja mialem sen.
Snil mi sie ogrod… musiala byc wiosna bo kwiaty na drzewach, wypelnialy zapachem kazda czesc wszechswiata. Stalem tam i plakalem. Bylem ubrany w zlote szaty, majac swiadomosc ze jestem bardzo zamoznym czlowiekiem. Bylem jednak bardzo nieszczesliwy bo odebrano mi najwiekszy skarb jaki posiadalem. Wszystko przestalo sie liczyc i nawet barwy wiosny wydawaly mi sie szare.
W reku trzymalem list, ktorego nie moglem odczytac, wiedzialem jednak ze jest to pismo od mojego kochanka, ktorego zamordowano za nasza milosc.
Postanowilem go odszukac. Wbilem sobie zloty sztylet prosto w serce i upadlem na trawe… poczulem ze odchodze i usmiechnalem sie w duchu do siebie… jednoczesnie uslyszalem „jeszcze nie teraz” i stracilem jakakolwiek swiadomosc.
Wiem ze bylismy ze soba wczesniej, bo doskonale sie znamy. Gdy na Niego patrze, po prostu wiem wszystko i czuje Jego mysli. On ma tak samo, wiec gdyby nie byl tak gadatliwy, nie musielibysmy rozmawiac. Nie bede podawal przykladow bo jest ich zbyt duzo, w kazdym razie jesli czegos chce, On ma ochote na to samo, niezaleznie od tego jak bardzo abstrakcyjna jest to ochota.
W niedziele, dostalem takie sniadanie ze moglbym nakarmic nim pulk wojska: jajecznica z szynka i pomidorami na talerzu udekorowanym smazonym bekonem i ogorkiem oraz chrupiace tosty z maslem. Oczywiscie zjadlem wszystko i trudno bylo mi sie ruszac. Pozostalismy wiec w lozku do czasu kiedy swobodne pzemieszczanie sie z miejsca w miejsce, stalo sie mozliwe i po wspolnej kapieli, poszlismy na spacer, omijajac wszelkie puby. Juz dawno nie widzialem zachodu slonca… zapomnialem tez jak pachnie wiatr bo zylem zbyt szybko.
Kochalismy sie dlugo i delikatnie przy nowej plycie „Piaska”. To zabawne bo nigdy nie lubilem tego wokalisty a teraz kojarzy mi sie on z wczorajsza noca…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.