niedziela, 23 sierpnia 2009

Dzień Sądu

Sąd. Doświadczenie raczej mało zabawne.
Miało trwać około godziny a spędziłem tam dziesięć,
odpowiadając na niewiarygodne pytania.
Oskarżana przeze mnie Pani pogubiła się w fakturach,
na szczęście mój prawnik okazał się lwem sądowym
i przyparł babsko do muru...mina szybko jej zrzędła.
.
Nie znam jeszcze wyroku bo Sędzia dał sobie 3 tygodnie na przemyślenia.
Nie znoszę niepewności, na szczęście to uczucie dotyka też drugiej strony.
Ale nic to... poczekam.
.
Idziemy z Kotem na kawę i do kina. Może i na piwo.
Dieta cud działa, więc jesteśmy raczej w dobrych humorach.
PS. Zdjęcie wykonane po sprawie w pociągu z Gloucester do Londynu,
gdy zmęczenie odebrało nam nawet ochotę na sen ale nie dobry humor :)

2 komentarze:

  1. Jestem jakby trochę nie w temacie. Możecie napisać o co toczy się bój?

    OdpowiedzUsuń
  2. A na co poszliście do kina? bo u nas jak to w wakacje nic ciekawego nie ma, więc ostanio wybrałam się do teatru na Fado, które kocham i uwielbiam od pierwszej usłyszanej piosenki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.